Mała książka, wielki Człowiek! Skandynawskie książki (i nie tylko) dla dzieci 5 – 10 lat :)

Uśmiechnięta dziewczyna, z dużymi niebieskimi oczami i blond włosami. Wdrapała się na wygodny, ciepły fotel, który obejmował ją całym sobą. Siadała z ulubioną książka w rękach. Teraz cały świat mógł już dla nie istnieć, otwierała książkę i zaczytywała się w niej…
Takie wspomnienia z dzieciństwa mam z każdych wakacji szkoły podstawowej. Czytać już potrafiłam zanim poszłam do szkoły, chciałam się nauczyć czytać jak najszybciej, bo książki mnie fascynowały.
Pamiętam do dzisiaj moją pierwsza książkę, którą dostałam od mamy na Święta Bożego Narodzenia jak miałam 8 lat. Ogromny tom „Baśnie 1001 nocy”, 445 stron baśni, cudów, przygód, przeżyć….
To wydanie z 1991 roku mam do dnia dzisiejszego. Czeka na naszego pięciolatka.

Książki towarzyszyły mi zawsze na każdym etapie życia. Teraz mam ogromną radość z tego jak mogę zarażać czytaniem swoje dzieci. Na razie czytamy z mężem naszym dzieciom i czekamy aż same zaczną czytać i pokochają też Świat :). Nasza dwójka jest w wielu 1,5 roku i 5 lat, więc jeszcze chwila i razem będziemy wszyscy siadać do wspólnego czytania. A na razie podzielę się z Wami tytułami książek jakie mogę polecić do czytania kilkulatkom. Jak się pewnie domyślacie, będą to w większości książki dla dzieci skandynawskich autorów, którzy rozkochali mnie w sobie w dzieciństwie. A w dorosłości miłość ta wróciła z podwójną siłą 🙂

Astrid Lindgren.
„Dzieci z Bullerbyn”

Moje pokolenie, urodzone w latach 80-tych miało tą pozycję jako lekturę szkolną.
Czytałam tą książkę namiętnie, wiele razy. Tak wiele jest w niej zawartych treści o przyjaźni, lojalności, radosnego dzieciństwa. Lasse, Bosse, Lisa, Olle, Britta i Anna mają każdego dnia wiele przygód, wyzwań, które fascynują młodych czytelników od lat 🙂

Klaus Hagerup, Lisa Aisato
„O dziewczynce, która chciała ocalić książki”

Anna, mała bohaterka kocha czytać, jest częstym gościem biblioteki. Pewnego dnia dowiaduje się, że książki znikają! Książki, których nikt nie czyta, giną bezpowrotnie. Anna nie może do tego dopuścić! Ma plan, który zamierza jak najszybciej zrealizować 🙂 Jaki to Plan? Dowiesz się z tej pięknie ilustrowanej książki przez norweską ilustratorkę Lisę Aisato. Na pewno zakończenie książki Was zaskoczy 🙂
O dziewczynce, która chciała ocalić książki

Asa Lind

My mamy pozycję „Raz dwa trzy Piaskowy Wilk” która łączy wszystkie trzy tomy Piaskowego Wilka (Piaskowy Wilk, Piaskowy Wilk i ćwiczenia z myślenia, Piaskowy Wilk i prawdziwe wymysły).
Pozycja ta podzielona jest na rozdziały i idealnie nadaje się do przeczytania po jednym rozdziale przed snem. Bohaterką książki jest Karusia, która nie rozumie świta dorosłych. Ale znajduje przyjaciela, Piaskowego Wilka, który pięknie opowiada dziewczynce o otaczającej ją rzeczywistości. Pozwala jej odpowiedzieć na trudne pytania i opowiada małej Karusi o rzeczach zapierającej jej dech w piersiach… Książka ta jest również dla nas, dorosłych… niejednokrotnie skłoni nas do wielu przemyśleń i zastanowienia się nad sobą.
Piaskowy Wilk

Maja Lunde, Lisa Aisato
„ŚNIEŻNA SIOSTRA”

Jest to książka również zilustrowana przez norweską ilustratorkę Lisę Aisato. Czytamy ją synowi, a nasza 1,5 roczna córka uwielbia ja przeglądać, ilustracje są nieprawdę przepiękne.
Natomiast tekst napisała Maja Lunde – bardzo popularna norweska autorka książek dla dzieci.
Jest to bardzo wzruszająca opowieść o stracie, tęsknocie, miłości i bliskości w rodzinie oraz dziecięcej przyjaźni. Bohaterem książki jest Julian, który spotka na swej drodze Hedvig!
Śnieżna siostra

Monika Utnik-Strugała, Małgosia Piątkowska
„PO CIEMKU, CZYLI CO SIĘ DZIEJE W NOCY”

Polecam Wam tutaj również książkę wielkoformatową, przepięknie wydaną. Jest to książka, która pozwala naszym dzieciom w piękny sposób przedstawić co się dzieje kiedy śpią, jest to dla dzieci bardzo ciekawy i fascynujący temat, a książka ta pozwala dzieciom zrozumieć ten świat. W książce można znaleźć wiele naukowych ciekawostek dotyczących snu, świata, wszechświata, przyrody i zwierząt i wszystko to przestawione w nocnej scenerii, nawet potrafi zaskoczyć nas, dorosłych…
PO CIEMKU, CZYLI CO SIĘ DZIEJE W NOCY

PO CIEMKU, CZYLI CO SIĘ DZIEJE W NOCY

Jeżeli chcecie uczyć swoje dzieci wielojęzyczności, czytajcie im od dzieciństwa w obcym języku, wtedy zaprzyjaźnią się z nim od najmłodszych lat i obcowanie z innym językiem nie będzie stanowiło dla nich żadnego problemu.
My naszemu pięciolatkowi czytamy serię książek o Kubusiu Puchatku, pięknie wydanych w języku angielskim, które odziedziczył po swoich starszych kuzynach, którzy mieszkają w Londynie 🙂

Życzę cudownej lektury wszystkim 🙂

A na koniec wrzucam Wam linka to pięknej piosenki Mietka Szcześniaka, który śpiewa właśnie o cudownej mocy książek 🙂 Piosenka ta promuje kampanię społeczną traktującą o promowaniu czytania dzieciom od narodzin, które pozytywnie wpływa nie tylko na dzieci, ale na całą rodzinę 🙂
Więcej o kampanii dowiecie się tutaj: http://wielki-czlowiek.pl/o-projekcie/

Slow Life

Slow Life i uważność. Czy to coś dla Ciebie?

Co byś powiedział na to jakbyś nagle zaczął dostrzegać więcej? Więcej z tego co się wokół Ciebie dzieje, w większej perspektywie i z większym zaangażowaniem. Nowe odczucia, kolory, wrażania, emocje? Brzmi interesująco prawda? Jakbyś zaczął też rozumieć więcej, a w Twojej głowie tworzyłyby się nowe historie, odczucia i doznania o których już dawno zapomniałeś…
Podpowiedzią będzie dla Ciebie uważność i tak zwany Slow Life, które postaram Ci się dzisiaj przybliżyć 🙂

Równo 20 lat temu, w roku 1999 roku Geir Berthelsen założył Światowy Instytut Powolności. Ma on swoją siedzibę w Kristinestad w Norwegii. Jego myślą przewodnią jest nowy sposób myślenia o czasie. Dzięki któremu ludzie będą zdrowsi, szczęśliwsi i bardziej produktywni.
Brzmi dobrze, prawda?
Poprzez stworzenie Instytutu Powolności Geir buntuje się przeciwko szybkiemu tempu życia, gdzie wiele rzeczy, emocji, spraw nam ucieka. Pojęcie Slow Living stało się z czasem bardzo popularne, podchwyciło je wiele grup społecznych i jest obecnie szeroko rozpoznawalne i stosowane 🙂

Każdy dzień ma tylko albo aż 24 godziny. Te 24 godziny mieliśmy jak byliśmy dziećmi i mamy teraz. Teraz jednak dzień zdecydowanie mija nam szybciej, praca, obowiązki, czas dla rodziny, dzieci, spotkania, wydarzenia – wpływają na to, że dzień jakby nam przyspiesza, mija szybciej. Co możemy zrobić żeby było inaczej?

Nie chodzi o to żeby robić wszystko wolniej, każdy ma swoje tempo życia w którym czuje się dobrze i komfortowo. Chodzi o to, żeby nie robić wielu spraw w pośpiechu, z pełną głową co jeszcze musisz zrobić danego dnia. Chodzi o to, żeby nie dopuszczać do sytuacji gdy danego dnia bierzemy już na swoje barki zad dużo, a za tym idzie stres i chaotyczność. Wszystko powinno być w takiej ilości i takim trybie, które jest dla nas najbardziej komfortowe. Należy skupić się na uważności, swoim samopoczuciu, równowadze każdego dnia.

Skoncentruj się na swoich celach i dochodź do nich w tempie, które Ci odpowiada. Nie daj się namówić na „wyciąg szczurów”, małymi, ale konsekwentnymi krokami dojdziesz do zamierzonego celu w takim tempie, jakie będzie dla ciebie odpowiednie. To Ty decydujesz o sowim czasie, nie daj decydować o nim innym.
Daj sobie wystarczająco dużo czasu na wykonanie każdego z zadań. Nie spiesz się przy każdym zadaniu i skoncentruj się w 100% na każdym z nich.

Slow Life polega na równowadze, na złapaniu właściwego balansu w życiu. Czy w dzisiejszym superszybkim świecie można żyć wolno? Czy można tak funkcjonować w pracy? Zapewnić sobie i swojej rodzinie odpowiedni poziom życia? Czy bycie „slow” oznacza niską wydajność? Nie! Slow life i życie w uważności NIE polega na byciu bezczynnym, nie polega również na odrzucaniu nowoczesności lub technologii. W Slow Living chodzi o równowagę. Jak określa to Geir Berthelsen, ważne żeby każdego dnia był czas na ciszę, czas na planowanie, czas na obserwację, czas na refleksję, czas na opiekę, czas na przyjaźń i czas na miłość 🙂

Slow Life sprawi, że będziesz jeszcze bardziej produktywny i pomoże Ci podejmować lepsze decyzje. Bardziej efektywnie wykorzystasz dany Ci czas, co pozytywnie odbije się na wszystkich obszarach Twojego życia.

Rób jedną rzecz na raz i rób ją dobrze, z pełnym zaangażowaniem. Bądź realistą co do czasu wykonywania zadań i daj sobie jego wystarczającą ilość, żeby dobrze wykonać każde zadanie. Zwolnij, nie spiesz się i skoncentruj się w 100% na jednym zadaniu na raz.

Znajdź w ciągu dnia czas na nic nie robienie, pozwól swojej głowie zwolnić, odpocząć.

Złap równowagę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Jak jesteś w pracy skoncentruj się maksymalnie na tym co robisz, co dla Ciebie jest ważne i co masz do osiągnięcia. Jak wracasz do domu bądź w domu całym sobą, wyznacz granice, nie pozwól żeby praca wchodziła z „buciorami” do Twojego domu i miała wpływ na Twoją rodzinę.

Bardzo ważny jest sen, pozwala nam się zresetować, poukładać wszystko w głowie, odpocząć. Dobrej jakości sen przez 7-8 godzin ma bardzo duże znaczenie dla naszego zdrowia i samopoczucia.

Nie wypełniaj swojego kalendarza/planera po brzegi. Pomyśl zawsze, że trzeba też zostawić czas na przygotowanie się do pewnych czynności, wydarzeń, spotkań. A po spotkaniach, wydarzeniach zostaw sobie czas na refleksję, przecież po to są one dla nas ważne, żeby wynieść z nich jak najwięcej, podsumowanie jest tu niezbędne.

Nie bądź niewolnikiem swojego telefonu. Odłóż go każdego dnia kiedy będziesz miał taką możliwość i odpocznij od wiecznych widmowości na wszelakiego rodzaju komunikatorach, od Facebooka, Instagrama i stosów maili.

– I najlepsze co możesz zrobić na koniec to podaruj swój czas Rodzinie i Przyjaciołom, spędzicie go razem, w spokoju i uważności, łapiąc każda wspólną chwilę, uśmiech, radość, spokój – a będzie to Twój najlepszy czas 🙂

Rowery! Chcesz żyć dłużej? Wskakuj na rower :)

Dotleniona skóra, lepsze jej ukrwienie, wzmocniony organizm, zdrowy młody wygląd, silne serce, świetna kondycja fizyczna… brzmi jak jakaś reklama specyfiku z tv, który czyni cuda … a to wszystko może mieć każdy w zasięgu ręki dzięki regularnej jeździe na rowerze 🙂

Poruszanie się na rowerze jest czymś tak naturalnym, że w nikim nie wywołuje zaskoczenia. Pedałują młodzi i starsi, z dziećmi i bez dzieci, niezależnie od pogody. Piękny obrazek prawda?

Tak sytuacja wygląda w Skandynawii, ale u nas też można spotkać się z coraz większą popularnością rowerów. Codziennie spotykam pędzące rowerami do szkoły dzieci w wieku szkolnym i coraz częściej rodziców, którzy zawożą i odbierają dzieci z przedszkola czy szkoły właśnie na rowerach. Teraz gdy mamy już koniec maja pogoda ewidentnie zachęca do odkurzenia i wyciągnica rowerów.
I nie ważne czy mamy pięknego, kolorowego holendra, czy już zniszczonego składaka, najważniejsze jest samo ruszanie się i jeżdżenie. I to nie chodzi tylko o przemieszczanie się z punktu A do punktu B, bo jest to efekt, który ostatecznie osiągamy ale ważne są dodatkowe zalety, który mamy dzięki rowerowi:

lepsza kondycja fizyczna, rower jest dobry w każdym wieku,
mniejsze ryzyko chorób układu krążenia, gdzie problemy związane z tym układem zaczynają się już u trzydziesto czy czterdziestolatków,
wzmacniamy mięśnie, dzięki czemu lepiej funkcjonujemy na co dzień, ponieważ ruch na rowerze nie obciąża układu szkieletowego jak niektóre ze sportów,
redukcja wagi, ale uzupełniona odpowiednia dietą – dzięki jeździe na rowerze poprawiamy nasz metabolizm oraz przy tym również wytrzymałość i wydolność naszego organizmu.

Dla tych co względy zdrowotne nie do końca przekonają mam też inne argumenty:

oszczędność pieniędzy 🙂 Przy samochodzie dochodzą pieniądze wydawane na paliwo, przeglądy serwisowe i koszty jego eksploatacji. Jeżeli pokochamy rower koszty możemy obniżyć, a jak bardzo – to zależy jak często będziemy zamiast do samochodu wskakiwać na rower.

Dochodzi jeszcze jedna oszczędność przy oszczędności pieniędzy – oszczędność czasu jeżeli mieszka się w zakorkowanych coraz bardziej miastach i przedmieściach. Nie ma nic przyjemnego w siedzeniu w upał w samochodzie, nawet z kilmatyzacją, jak za oknem cudowna pogoda i czas ten moglibyśmy zupełnie inaczej wykorzystać.
Po co samochodem potem pędzić na basen, fitness i spieszyć się że korki, tłoczno, jak można wsiąść na rower i wrócić do domu z uśmiechem i rozwianym włosem 🙂 Ty bardziej, że mamy wiosnę i już wkrótce lato, więc pogoda będzie do tego najlepsza 🙂

Wrzucam jeszcze kolejny argument, który sprzyja rowerom – EKOLOGIA.
Jeżeli chcemy dorzucić małą cegiełkę i chcemy lepszego świata dla Nas i naszych dzieci – dbajmy o nasze środowisko i bądźmy bliżej natury!

Ponadto udowodniono również, że zrelaksowany, odprężony i dotleniony pracownik to… brzmi idealnie? Taki jest własnie jest rowerzysta po przyjeździe do pracy 🙂

A dla tych co kochają być „na czasie” i chcą być trendy – rower jest teraz po prostu modny.

Rowerem może jeździć już kilkulatek do przedszkola, możemy jeździć całą rodzinką, dla najmniejszych dzieci są dodatkowe foteliki lub przyczepki. My właśnie rozglądamy się za czymś ciekawym dla naszej 10 miesięcznej Julianki, jak skończy rok będziemy planować wspólne wojaże 🙂
Kubuś jeździ na biegówce, zanim skończył 2 latka opanował sprawnie jazdę na niej. W tym roku będzie się przesiadał na klasyczny rower już z pedałami – pierwsze przymiarki już były, równowaga na biegówce wyrobiona, będzie chłopak śmigał niedługo.

A Wy lubicie jazdę na rowerze? Jak często na niego wsiadacie?

Skogluft

Norweski sekret – Skogluft! Mieszkaj i żyj zdrowo!

Opowiem Ci pewną historię… historię o skąpcu, który wybiegał z domu każdego dnia z ogromnym, parcianym workiem. Trzymał go mocno w rękach i biegał z nim szybko i chaotycznie po swoim ogrodzie. Dlaczego? Bo z oszczędności zbudował… dom bez okien i postanowił zebrać promienie słońca, żeby starczyło mu światła na wieczór, jak już słońce zajdzie za horyzont. Jednak nie było to możliwe… Tak samo nie da się wchłonąć energii pochodzącej z natury, aby później wydzielać ją sobie porcjami według potrzeby i pomysłu.

Zdradzę Ci dzisiaj sekret, dzięki któremu:
– znacznie podniesiesz żywotność i swój poziom energii,
– obniżysz odczuwanie stresu,
– podwyższysz swoją odporność,
– ochroni Cię on przed efektami ubocznymi miejskiego życia,
– obniżysz poziom zanieczyszczenia w domu,
– znacznie poprawi się Twój poziomem koncentracji i poczucia spokoju.
Poniższe zależności udokumentowane są naukowo!

Zmęczenie, czy wyczepianie to choroba cywilizacyjna, która staje się coraz powszechniejsza. Wszyscy mamy „niedobory natury”, a to właśnie natura pozwola walczyć ze zmęczeniem i wyczerpaniem. Ból głowy, rozkojarzenie, zmęczenie, podrażnienie dróg oddechowych – można wyeliminować ze swojego życia dzięki… Skogluft. Tłumacząc z norweskiego termin ten oznacza leśne powietrze, a chodzi w nim o wprowadzenie roślin i światła do pomieszczeń, w których najczęściej przebywamy. Ale odpowiednich roślin i odpowiedniego światła.
I tutaj z pomocą przychodzi nam NASA! Amerykańska Agencja Kosmiczna w specjalnym badaniu ustaliła 18 gatunków roślin, które powinny się znaleźć w każdym mieszkaniu, domu, czy miejscu pracy.
Czy wiecie, że takie paskudztwa jak benzen, amoniak, ksyleny, trichloroetylen i aldehyd mrówkowy – to pięć chemicznych zanieczyszczeń, które często krążą w powietrzu, którym na co dzień oddychamy! Pochodzą ze spalin, dymu papierosowego ale także z farb, barwników czy elementów, z których zbudowane są pomieszczenia. Codzienne wdychanie tego „koktajlu” może być niebezpieczne dla zdrowia, jeżeli będziemy stykać się codziennie z taką mieszanką. W okresie jesienno-zimowym dochodzi również zanieczyszczenie powierza, ze spalania węgla – smog, który jest bardzo uciążliwy. Jak wiadomo, tak zanieczyszczone powietrze szczególnie niebezpieczne jest dla dzieci i osób starszych.
Amerykańska Agencja Kosmiczna przeprowadziła badania roślin które mają wpływ na oczyszczanie powietrza. I tym samym powstał ranking 18 roślin, które najbardziej oczyszczają powietrze:
– daktylowiec niski
– nefrolepis wyniosły
– Nephlorepis obliterata
– zielistka Stenberga
– aglaonema
– Dypsis lutescens
– figowiec benjamina
– epipremnume złosiste
– anturium Andrego
– lisriope szfirkowata
– rapis wyniosły
– gerbera Jamesona
– dracena wonna
– bluszcz pospolity
– sensewieria gwinejska
– dracena
– dracena odwrócona
– chryzantema wielokwiatowa.

Ale to jeszcze nie wszystko! Ponieważ przestrzeń z roślinami trzeba odpowiednio przygotować i zagospodarować i zawsze trzeba uzupełnić ją odpowiednim światłem. I tutaj z pomocą przychodzi nam książka autorów Jorn Viumdal oraz Christian Heyerdahl „Skogluft. Mieszkaj zdrowo, Norweski sekret pięknego i naturalnego mieszkania”. Właśnie wpadła w mojej ręce i za tydzień o tej samej porze napisze Wam jak zrobić u siebie w domu czy w biurze swoją enklawę, która może przynieść tak wiele korzyści dla naszego zdrowia i samopoczucia 🙂

W książce Viumdal’a znajdziemy wiele ciekawych propozycji. Jej autor pracuje z roślinami ponad 30 lat! Pozwoli on nam stworzyć i zadbać o miejsce, w którym przebywamy na co dzień, podpowie wiele rozwiązań, aranżacji wnętrz, przestrzeni, która w z udziałem naszej pacy, kilku godzin zaangażowana i niewielkich środków finansowych odmieni naszą przestrzeń na zawsze. Ale o tym już w następnym wpisie, który pojawi się w przyszłym tygodniu 🙂

Hygge, świece i skandynawski optymizm

Ciepły, wesoły płomień świecy rozwesela wnętrze, pokój dostaje nowe życie, patrzy się na niego zupełnie inaczej… W powietrzu unosi się zapach lawendy lub cynamonu z pomarańczą… oświetlenie jest kluczem do Hygge. Duńczycy pytani o to z czym najczęściej kojarzy im się Hygge 85% z nich odpowiada, że Hygge to przede wszystkim w pierwszej kolejności świece.

Jesień i zima to najlepszy czas na rozgrzewający blask świecy. W tych porach roku ponad połowa Duńczyków niemal codziennie zapala świece, dni są krótsze i chcemy rozjaśnić nasze wnętrza.
W grudniu zużycie świec w Danii wzrasta aż trzykrotnie! My również w Polsce zaczynamy doceniać jak mała, pachnąca świeca potrafi pobudzać nasze zmysły 🙂

U nas w domu świece zobaczysz na parapecie, ławie, stoliku i w łazience, żeby zawsze były pod ręką i mogły nam towarzyszyć podczas picia pachnącej aromatycznej kawy, pysznego obiadu czy podczas błogiej, relaksującej kąpieli. Stają się uzupełnieniem tych chwil 🙂

Jeszcze niedawno uwielbiałam stawiać wszędzie pachnące TEALIGHTY z Ikei, o przeróżnych zapachach i kolorach, zaczynając od wanilii i kończąc na pomarańczy. Do czasu aż odkryłam… ekologiczne świece sojowe i świece z wosku pszczelego. TEALIGHTY z Ikei posiadają niestety w sobie parafinę, naturalne świece z wosku pszczelego są jej pozbawiane 🙂 Yehhh! 🙂

Staramy się rodzinnie być przyjaźni dla otaczającego nas środowiska, zarówno jeżeli chodzi o segregację odpadów, niemarnowanie żywności, kochamy to co naturalne w naszym otoczeniu i przyglądamy się bardzo temu co trafia do naszej lodówki, więc przejście na świece z wosku pszczelego i ekologicznego wosku sojowego okazało się dla nas… naturalne.

Co najlepsze, świece z wosku pszczelego mają również właściwości zdrowotne! I tu już mają moją wielką miłość! Przede wszystkim łagodzą dolegliwości górnych dróg oddechowych, gdzie dla naszego Kuby, który co jakiś czas przynosi kaszel czy katar z przedszkola, jest to duży, dodatkowy atut. Ponadto normalizują ciśnienie krwi i podnoszą wydolność całego organizmu! I jeszcze coś – świece z wosku pszczelego zwiększają również zdolność zapamiętywania.
Dużo tych właściwości jak na małe pachnące świece, które dla mnie do tej pory pozytywnie koiły zmysły i tworzyły nastrój, teraz odpalając świecę wiem, że wpływa ona również na naszą rodzinkę zdrowotnie 🙂

Dorzucę jeszcze jedną wisienkę na torcie – świeca z wosku pszczelego spala się bezdymowo, a wydzielane z jej płomienia ujemne jony oczyszczają powietrze.
Było coś dla ciała, jest również dla ducha, ponieważ świece z wosku pszczelego pozytywnie działają na nas samych, powodują przepływ dobrej energii, a także wyciszają emocje i uspokajają nerwy. No i proszę, to już wiemy jakie jest jedno ze źródeł skąd Skandynawowie czerpią swój optymizm 🙂

Świece z wosku pszczelego i z ekologicznego wosku sojowego stają się coraz bardziej popularne, ale są jeszcze ciężko dostępne od ręki w sklepach stacjonarnych, mnie udało się znaleźć takie… ręcznie robione, z miłością i dopieszczeniem, gdzie każdy egzemplarz powstaje z przekonaniem, że świeca będzie dobrze służyła jej przyszłemu właścicielowi, że ukoi jego zmysły oraz rozjaśni i rozweseli jego dzień. Takie świece znajdziesz na www.hikari.com.pl Kocham, ubóstwiam i jestem fanką do końca życia i jeden dzień dłużej 🙂

Macierzyństwo – wersja 1.0 vs wersja 2.0

Budzisz się rano, zza szczebelków niemowlęcego łóżeczka spoglądają na Ciebie ciemnoniebieskie oczy i wpatrują się w Ciebie przenikliwie… ja już się obudziłam, a Ty mamo co tam robisz w tym wielkim łóżku. Masz małe deja vu, bo podobne oczęta budziły Cię 4 lata temu, ale Ty jesteś już zupełnie inna.

Macierzyństwo w wersji 2.0 to już zupełnie inna rzeczywistość. Masz w sobie spokój i cierpliwość, na tony, już nie żeglujesz go nieznanym oceanie, nie idziesz ze strachem w oczach i niewiedzą co czeka Cię za zakrętem.

Poród! To dopiero przeżycie, wszystko nowe, nieznajome, każdy etap, krok. Chodziłaś do szkoły rodzenia, ale jedziesz już na sygnale do porodu przy pierwszych regularnych skurczach. Przy drugiem dziecku relaksujesz się wygodnie w wannie pełnej ciepłej wody i czytasz książkę… przecież jest jeszcze czas… a o szkole rodzenia nawet nie pomyślałaś 🙂

Nosisz, tulisz, całujesz, jesteś zakochana do końca życia w tych małych rączkach, nóżkach, pochłaniasz całą sobą zapach niemowlaka… tak było przy każdym naszym dziecku 🙂

Zmora każdego rodzica, kolki, które nie dają w pełni cieszyć się macierzyństwem przez pierwsze miesiące. Przeszliśmy z naszym synem, czyli naszą wersją 1.0, a córka nigdy nie zaznała ani jednego dnia tej męczącej przypadłości niemowlaków.

Syn „smoczkowy”, zasypiał smacznie tylko ze smoczkiem, a córka smoka ostentacyjnie wypluła, obróciła głowę na boczek i smacznie zasnęła. Nie interesowało ją te gumowe dziwne coś, co nie pachniało w ogóle mamą.

Karmienie piersią. O tym to można dużo książek napisać… 🙂 Przy synu przez pierwsze 2 tygodnie była walka o każdy mililitr oraz noce i dnie z laktatorem… by później móc z sukcesem karmić piersią prawie do 10 miesiąca. Córkę przystawiłam do piersi od razu po porodzie, nie analizując, nie zastanawiając się i przede wszystkim wierząc w siebie i swoje możliwości… i karmimy się do dnia dzisiejszego bez żadnych problemów.

Oprócz tego, że uwielbiam nosić, tulić, śmiąc się z moimi dziećmi, to kocham spacerować z nimi. Wprawdzie zanim ogarnę jednocześnie ubranie siebie, 4 miesięcznej córki i nakłonienie 4 letniego syna żeby ubrał się w tym samym czasie nie odwlekając na długie minuty ubrania butów, robi mi się już gorąco… ale łapię trzy oddechy, wskakuję w wygodne buty i pędzimy całą naszą trójką 🙂 … tato tej wesołej dwójki dołącza do nas w weekendy 🙂

Co jeszcze uwielbiam robić, a co przychodzi mi o wiele częściej i łatwiej z dwójką dzieci… cieszyć się z małych codziennych rzeczy. Oboje nauczyły mnie na swój sposób uważności. Uważności chwili, życia, momentów, tego co dla nas dobre i żeby otaczać się dobrymi ludźmi i dobrymi rzeczami, na które spoglądasz z sentymentem, miłością i przyjemnością.

Dlatego tak bardzo cieszy mnie pachnąca książka, którą mogę przeczytać dzieciom i książka czytana wieczorem w wannie, może już nie godzinami, ale takie pół godzinki pozwala również naładować matczyne akumulatory. Cieszą mnie wschody i zachody słońca, „najedzony i chudy Księżyc” jak to mówi Kubuś, życzliwość i uśmiech spotkanego sąsiada czy gorąca, pachnąca kawa w ulubionym kubku…

Cenię sobie również rzeczy trwałe i dobrze wykonane, które będą z nami na lata, będą dla nas zarówno funkcjonalne, użyteczne… i piękne, na które będziemy spoglądać z uśmiechem i będą wywoływać dobre wspomnienia. Dlatego tak kocham styl skandynawski, który łącze wszystkie te cechy 🙂

I tak kok po korku urządzamy nasz dom, dom całej naszej wesołej czwórki… w którym w salonie pachnie i rozpieszcza dębowa deska na podłodze, można dotknąć ściany z XIX wiecznej cegły… czy brać kąpiele w dużej, wygodnej wannie, w której zmieści się także piątka rozbrykanych dzieci – Kubuś testował z kuzynami 🙂

Macierzyństwo zmienia nas, wiele nas uczy i pozwala cieszyć się z każdego dnia razem 🙂 Mnie przede wszystkim nauczyło uważności i pozytywnego podejścia do każdego dnia. A co u Ciebie zmieniło macierzyństwo?

7 sposobów na jesień i zimę – budujemy odporność :)

No i zaczęło się… katar z nosa, kaszel taki że „umarłego by obudził”, humor słaby, coś w stylu „mamooo nudzi mi się” – czego na co dzień nie uraczysz, bo ma sto pomysłów na minutę, a teraz niestety przyplątało się do nas jakieś wredne przeziębnie, czyli sezon chorobowy jesienno-zimowy uważam za otwarty… Kubuś jest chory.

Oby to było pierwsze i ostatnie choróbsko w tym roku, w tamtym zaliczyliśmy „tylko” dwa, w tym niestety raz to zapalenie płuc, mam nadzieję, że przez ten sezon prześliźniemy się z lepszym efektem.

Całe lato Kubuś latał na bosaka, hartował się w zimniejsze letnie wieczory, moczył nogi w lodowatej wodzie, latał z wodnymi pistoletami najbardziej oblewając siebie… a tu bach, po półtorej tygodnia w przedszkolu mamy katar i kaszel. Czyli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że musimy zacząć odbudowywać naszą rodzinną odporność.

Jak to u nas wygląda? Wrzucam moje sposoby poniżej. A jak wygląda to u Was? Podzielcie się swoją wiedzą 🙂

  1. Po pierwsze, słodycze, ograniczamy do minimum – w wakacje trochę Kubie odpuściliśmy, bo przez nasz dom przewinęło się sporo gości i wakacje spędzał Kubuś z kuzynami, kolegami i koleżankami, którzy w tym roku licznie nas odwiedzali 🙂 i przy tych okazjach słodycze często się pojawiały. Teraz wracamy do rytmu przedszkolnego i słodycze trafiają na daleki plan.
  2. Po drugie probiotyk, żeby odbudować florę bakteryjna – regularnie 5 kropli dziennie.
  3. Syrop z mleczy autorstwa mojej mamy jeżeli usłyszę chociaż pół kaszlnięcia, a tak to na co dzień miód do herbatki i z imbirem (jak uda mi się przemycić :)). Jesienią łatwiej o wypicie herbaty, bo latem to Kuba lata najczęściej z wodą.
  4. Witamina D w kroplach. Wiosną i latem mamy jej w nadmiarze spędzając całe dnie na słońcu, jesienią i zimą zaczyna jej nam brakować, a jest to jedna z najważniejszych witamin, które potrzebuje nasz organizm.
  5. Syrop z czarnego bzu, który ma działanie zarówno przeciwzapalne jak również anty wirusowe. dzielnie będziemy go pić cały sezon, smak ma dosyć dobry, więc idzie nam to łatwo.
  6. Tran Mollers, jedna łyżeczka dziennie, nie jest on jakiś przepyszny, ale ten w wersji o smaku cytrynowym jest przez naszego Kubę do zaakceptowania, a można go już stosować u dzieci od 6 miesiąca życia.  Tran uzupełnienia nam dietę o nienasycone kwasy tłuszczowe Omega-3 (DHA, EPA), które pomagają zachować odporność i stymulują przy tym prawidłowy rozwój układu nerwowego i kostnego u dzieci, a także sprzyjają właściwej pracy serca.
  7.  I w tym sezonie wypróbujemy jeszcze olej z czarnuszki dawkowany na łyżeczce z miodem w proporcji pół na pół – bo smaczny to on nie jest ale… jak dowodzą amerykańskie badania nad tym produktem, zwiększa on odporność o 72% po regularnym stonowaniu przez okres 4 tygodni. Wynik naprawdę dobry, więc damy olejowi z czarnuszki szansę. W końcu ten rok ma być lepszy niż poprzedni 🙂

Tak to wygląda u nas, siedem punktów na to żebyśmy zdrowo przeszli przez jesień i zimę. A Wy jakie macie sposoby które sprawdzają się u Was?

 

 

Babcia, dziadek – radosna wielopokoleniowość ;)

Jest piękny słoneczny dzień, mała blondynka, lat 6, z uśmiechem od ucha do ucha siada przy stole jadanym. Gramoli się na duże krzesło, na przeciwko siada jej dziadek, wyjmuje z komody duże drewniane pudełko, w którym kryją się wieże, koniki, dama, król, gońce… cały świat szachów zamknięty w pudełku, który ta mała dziewczynka uwielbia. Rozkładają wszystkie figury i potrafią tak grać cały wakacyjny dzień… w tym samym czasie babcia o pięknych siwych włosach krząta się po kuchni i gotuje dla wnuczki jej ulubiony rosół, którego smak będzie pamiętać nawet jak już będzie dorosła…
Tak wspominam jeden z dni moich wakacji… które właśnie się dzisiaj skończyły dla wszystkich przedszkolaków i szkolniaków 🙂 Teraz sama mam dwójkę dzieci i widzę jak ważny jest kontakt z dziadkami, jak dużo wnosi on do rozwoju naszych dzieci i poszerza ich horyzonty, rozwija myślenie i otwartość na ludzi.

Dziadkowie uczą również cierpliwości, mają więcej czasu dla wnuków niż dla dzieci, co jest zupełnie normalne, ponieważ już najczęściej nie pracują zawodowo lub nie rozwijaną prężnie swojej kariery i tym samym mają więcej czasu dla wnuków w późniejszym wieku.

Babcie potrafią z wielkim zaangażowaniem bawić się z wnukami w ich wymyślane zabawy, dzięki temu podsycają dziecięcą wyobraźnię i pozwalają się jej rozwijać. Patyk może być rakietą, kałuża oceanem, a kawałek deseczki super zjeżdżalnią dla autek, wystarczy pójść z babcią na spacer.

Dzieci uwielbiają podpatrywać dorosłych i czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wiele wynoszą z naszych zachowań. Nie wychowamy dobrze zorganizowanego, pewnego siebie i swoich umiejętności dziecka, jeżeli sami nie będziemy wykazywać podobnych cech. Dziadek przy pracach domowych, z udziałem wszystkich narzędzi, młotka, kluczy, podczas szpachlowania czy malowania, drobnych napraw domowych jest dla naszego Kubusia większą atrakcją niż stos zabawek. Uczy go tym samym zdolności manualnych, wycinania, szlifowania i również rozwija jego dziecięcą wyobraźnię. Z kilku desek Kubuś potrafi zbudować sobie pianino, domek dla ptaszków i cokolwiek przyniesie mu jego dziecięca wyobraźnia.

W Polsce, tak samo jak w Skandynawii więź z dziadkami odgrywa bardzo dużą rolę. Jednak to polskie babcie i dziadkowie zgodnie z badaniami dla Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, przeprowadzonymi przez TNS Polska spędzają ze swoimi wnukami więcej czasu w porównaniu do dziadków i babć w innych krajach Europy. Zawsze wiedziałam, że wielopokoleniowość jest nieoceniona! A co co dziadkowie mogą dostać w zamian? Z tych samych badań wynika, że dzięki zaangażowaniu w opiekę nad wnukami tacy dziadkowie cieszą się lepszym zdrowiem i samopoczuciem 🙂

Poniżej wrzucam zdjęcie naszej rodzinki, ta blondyna w różowym to oczywiście ja, moi bracia w eleganckich niebieskich koszulach, a na zdjęciu poniżej moi dziadkowie ze strony mamy, z którymi mogłam spędzać niezapominane dziecięce wakacje.

 

Trzy pokolenia 🙂
Babcia i Dziadek ze strony mamy 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

Więź mama, tata i dziecko – co to jest rodzicielstwo bliskości?

Niedługo wybije godzina, gdy do naszej rodzinki dołączy Julianka. Czekam na tą chwilę z radością, żeby przytulić naszą kochaną córkę i każdego dnia pokazywać jej nasz mały duży świat 🙂

Od poniedziałku nasz prawie 4 letni Kuba zaczyna wakacje, więc razem w trójkę będzie można nas zobaczyć jak będziemy mknąc przez naszą wioskę. Zapowiada się ciekawy okres, bo większość rzeczy będziemy robić razem, dojdzie do tego czwarty członek naszej ekipy, nasz staruszek Gromuś – piesek z cukrzycą, który już nie widzi, ale świetnie nasz czuje i na pewno nie będzie z nas spuszczał nosa.

W Internecie znajdziecie milion rad jak przygotować starszaka na drugiego członka rodziny, pokażę Wam jak to wygląda u nas i jak ważna się po porostu nasza intuicja i co to jest rodzicielstwo bliskości 🙂

Nasz Kuba rośnie na bardzo mądrego, inteligentnego chłopczyka, jest wrażliwy i pełen empatii, wszystkiego nauczył się w domu, bo to do nas – rodziców należy pokazanie wzorców, wskazanie rozwiązań, dawanie odpowiedzi na tysiące pytań, które potrafi zadawać dwulatek, trzylatek czy czterolatek.
Przede wszystkim ważny jest czas, spokój i cierpliwość. Kiedy dziecko wie, że może na nas liczyć w każdej sytuacji, a my go nie wyśmiejemy czy zbagatelizujemy problem, tylko pomożemy zrozumieć i znajdziemy razem rozwiązanie. Nawet jeżeli jest to „Mamusiu, Karol mówi, że ja brzydko rysuję” albo „Hania ciągnie mnie za włosy” itp. Małe rzeczy, które są dużymi i ważnymi dla przedszkolaka.

Popularne jest ostatnio bardzo Rodzicielstwo Bliskości, ale warto do niego podchodzić zdroworozsądowko i wybrać dla siebie to co nam najbardziej odpowiada i z czym czujemy się dobrze.

U nas wygląda to tak: 🙂


1. Przytulanie, wyjaśnianie, tłumaczenie, ocieranie łez
– czyli pogłębienie każdego dnia i tak już głębokiej więzi z naszym starszakiem. Dzięki temu dziecko wycisza się i regeneruje, u rodziców ma swoją „bezpieczną bazę” z której pewne siebie może stratować w świat, śmielej i pewniej badać otoczenie.

Dodatkowo obecnie u nas mamy na porządku dziennym przybliżanie każdego dnia co się dzieje z mamusią i czego może spodziewać się po 9 miesiącach rośnięcia małej siostrzyczki w brzuszku. Po każdej wizycie u ginekologa Kubuś oglądał z zaciekawieniem zdjęcia USG, próbował coś wypatrzeć, uśmiechał się, rączką sprawdzał co tam w brzuszku słychać 🙂 Na pewno hormony dołożyły tutaj sporo od siebie, ze względu na wysoki poziom empatii, który włączył mi się w ciąży (który i tak jest wysoki jak w niej nie jestem). Kubuś widział, że mama stała się bardzo wrażliwa, pogłaskał, dał buziaka, a na bajce gdzie mały Misio się zgubił i szukał mamy i taty potrafiliśmy się razem popłakać, a co, czemu nie 🙂 … bajka skończyła się oczywiście Happy Endem 🙂
Tym samym nasz Kubuś jest „emocjonalnie zadbany” i gotowy na przywitanie nowego członka rodziny 🙂


2. Wspólne zabawy
, układanie klocków, wcielanie się w różne role, wygłupy aż śmiech Kubusia słyszą wszyscy sąsiedzi – rozbraja mnie ten jego śmiech, jest taki dobry, szczery, ruszy każdego ponuraka, dzień bez śmiechu Kubusia to dzień stracony 🙂


3. Naśladowanie rodziców
– to potężne narzędzie, dzieci uczą się bardzo dużo przez obserwację i to co ich łączy i jak siebie traktują rodzice dla dziecka jest również bardzo ważne. Dotyk jest tutaj kluczowym kanałem komunikacji, jest to również pierwszy kanał komunikacji pomierzy niemowlęciem a rodzicem, które uczy się w tej sposób mapy ciała swojego rodzica długo przedtem zanim opanuje zrozumienie i używanie mowy.
Dzieci uwielbiają też naśladować sowich rodziców. Każde dziecko przechodzi „fazę” na odkurzenie, zamiatanie, Kuba dużo czasu spędza na podwórku, więc razem z tatą grabi, kopie, skręca, przykręca, szlifuje, podlewa i robi wszystko żeby aktywnie pomagać tatusiowi. Jak idzie na zakupy, najczęściej z tatusiem przestawia, wyrównuje, porządkuje rzeczy na półkach, odkłada zawsze na właściwe miejsce jak coś weźmie, a źle odłożone poprawia :), przecież czekoladka czy batonik nie może leżeć krzywo, a soczki stać byle jak 😛 :).
Od najmłodszych lat Kubuś wie również jak złe jest śmiecenie i każdy spacer kończy się jakąś małą naprawą tego świata, zdarzyło się również że Kubuś głośno skomentował, jak ktoś wyrzucił papierek na ulicę, że to „nieładnie”, oceniania osoba się zmieszała, podniosła papierek i wrzuciła go do kosza, a na twarzy Kubusia pojawił się uśmiech od ucha do ucha. W pedagogice Montessori ten etap to tzw. faza wrażliwa na porządek. Każde dziecko ją przechodzi (w różnym wieku, u Kubusia uaktywniła się ta faza szczególnie jako poszedł do przedszkola jako 3 latek) – warto wyłapać ten moment i wykorzystać go, np. do wyrobienia nawyku sprzątania po zabawie.


4. Budowanie więzi poprzez… śpiewanie.
Do perfekcji na początku ten element opanowała babcia Kubusia, która śpiewała mu od pierwszych dni jego życia, a jak Kubuś miał 3-4 miesiące zapatrzony w nią potrafił tak godzinę słuchać, piosnek o kwiatkach, misach, pszczółkach (mojej mamie przypomniały się wszystkie piosenki przedszkolne i szkolne i sypała z nimi jak z rękawa – ku uciesze Kubusia). Śpiewałam mu również ja na każdym kroku, przy kąpieli, podając jedzonko itp., było nam wtedy weselej i humory nam zawsze dopisywały.

Naukowcy zbadali zachowanie niemowląt w reakcji na śpiew i porównali to z innymi interakcjami z np. z czytaniem książek i zabawą zabawkami (więcej na ten temat znajdziecie tutaj). Zaobserwowali, że:

– Zaangażowanie i utrzymywaniu uwagi niemowlęcia podczas śpiewania przez matkę jest znacznie bardziej skuteczne, niż podczas słuchania nagranej muzyki, a jednocześnie tak samo skuteczne jak podczas czytania książek lub gry zabawkami.

– Matki intuicyjnie dostosowywały ton, tempo lub klucz śpiewania do zaangażowania dziecka – dzięki temu ich piosenki były „spersonalizowane”. Matki na całym świecie śpiewają swoim dzieciom w podobny sposób, a niemowlęta wolą te „spersonalizowane” piosenki, dostosowane do ich zachowania.


5. Mentalizacja czyli umiejętność „dostrojenia się” mamy lub taty do myśli i uczuć dziecka
, które wprost związane jest z poziomem wrażliwości rodzica. Odgrywa ona kluczową rolę w budowaniu więzi. W 2017 roku badacze z Uniwersytetu w Amsterdamie (więcej o tym przeczytacie tutaj) sprawdzili:
• jaka jest zależność pomiędzy poziomem wrażliwości rodziców a więzią niemowlę-rodzic,
• w jakim stopniu matki są „dostrojone” do myśli i uczuć dziecka

Z badań wysunął się następujący wniosek – im większa wrażliwość i empatia rodziców, tym głębsza i zdrowsza więź z dzieckiem 🙂
Do dzisiaj pamiętam jak rozstawał się Kubuś ze sowim „smoczusiem”, dla niego to była tak ważna chwila i tak ją przeżywał, że przeżywałam ją z nim tak samo mocno, ale razem, rodzinnie, z tatą poradziliśmy sobie z sytuacją. Kubuś widział w nas swoje wsparcie, mógł dużo rozmawiać, pytać i mówić o swoich uczuciach i tym samym po tygodniu sprawa smoczka została na tyle przepracowana, że poszła w zapomnienie 🙂


6. Wsparcie rodzica, gdy dziecko odczuwa negatywne emocje,
jest kluczowe dla jego rozwoju emocjonalnego i społecznego.
Badania sugerują, że zachowania niewspierające (czyli takie jak ignorowanie uczuć dziecka, grożenie, karanie, mówienie, że przesadza i nadmiernie coś przeżywa) może uniemożliwić dzieciom nauczenie się skutecznego radzenia sobie z emocjami.

I tutaj mamy do zapamiętania jedną ważną rzecz – aby ogarnąć emocje dziecka, musimy najpierw nauczyć się radzić sobie z własnymi emocjami, wtedy już będzie tylko łatwiej. Czego życzę wszystkim rodzicom 🙂


Tak u nas wygląda rodzicielstwo, każdego dnia staramy się być lepsi, wpieramy się wzajemnie, dużo ze sobą rozmawiamy i spędzamy jak najwięcej czasu ze sobą. Już niedługo w rozszerzonym składnie 🙂

Czego możemy nauczyć się od dzieci? :)


Energia i radość z życia!

Z dzieci wręcz tryska energia, jak są w ruchu to są szczęśliwe, zaangażowane i skoncentrowane na tym co robią w danym momencie. Energia ta pozwala im na rozwój siebie i pozwala poznawać świat, przynosi im do głowy co chwilę nowe pomysły i pozwala im się rozwijać. Dzieci zajmują się tym, co sprawia im przyjemność, radość, są przy tym odważne i pewne siebie.
Warto o tym pamiętać, bo jedynie sprawy, które przynoszą nam satysfakcję pozwalają nam się zaangażować na 100 %, dlatego tak ważne jest szukanie własnej drogi zarówno w sferze prywatnej, jak również zawodowej.


Dzieci są uparte, konsekwentnie dążą do celu
, jedno NIE ich nie zniechęca, próbują wielokrotnie, na wiele sposobów. Kubuś uwielbia owsiane czekoladowe ciasteczka.Na szczęście są to ciasteczka bio, z bardzo dobrym składem, więc z czystym sercem od czasu do czasu po „konkretnym jedzeniu”, czyli najczęściej po obiedzie lub weekendowym śniadaniu Kubuś dostaje na deser dwa takie ciasteczka, jak to mówi, jedno do każdej rączki i dzielnie argumentacje dlaczego to muszą być dwa a nie jedno ciasteczko.
Jak wiele my dorośli moglibyśmy osiągnąć, jeżeli nie zrażalibyśmy się pojedynczym NIE, warto wierzyć w siebie i swoje przekonania i konsekwentnie dążyć do celu.


Dzieci naturalnie reagują na poziom głodu i pragnienia
, dopóki nie zdarza nam się zbyt intensywnie ingerować w ten mały ich świat. Mamy skłonność do przekarmiania dzieci i to już od wieku niemowlęcego, a już taki niemowlak wyraźnie daje znaki kiedy jest głodny i chce mu się pić, a kiedy marudzi z innego powodu. Dzieci naturalnie nie przejadają się, jedzą tyle ile w danym momencie im potrzeba, jeżeli dorośli do tej pory nie zaburzyli ich rytmu zarówno podtykając nadmiar jedzenia, jak również jeżeli w zasięgu ich ręki pojawia się jedzenie przetworzone, niezdrowe, słodycze itp.
Nasz Kuba czasem potrafi zjeść dwudaniowy obiad z ciasteczkiem na deser, ale czasem zje pół miseczki zupy i to mu wystarcza. Nie męczę go nigdy i nie namawiam do dalszego jedzenia, widocznie w danym momencie tyle potrzebuje. Zasada ta sprawdza się również u nas dorosłych, jeżeli się nie przejadamy i regularnie jemy niewielkie i urozmaicone posiłki lepiej funkcjonujemy, mamy więcej energii i nasze zdrowie dużo na tym zyskuje.


Dzieci uczą dobrej organizacji czasu 🙂

Jak pojawił się na świecie Kuba mój dzień zupełnie się zmienił, pierwsze co na początku przyszło mi do głowy, to ile czasu marnowałam wcześniej zanim nasz mały skarb przyszedł na świat. Teraz w natłoku obowiązków wokół maluszka, ale nie rezygnując z własnego rozwoju i czasu dla ciebie, organizowałam każdą chwilę najlepiej jak tylko było to możliwe, i przyznam że z czasem wychodziło mi to coraz lepiej, czym więcej obowiązków i spraw się pojawiało, tym lepiej się odnajdowałam. Już niedługo będzie z nami Julianka, więc moje umiejętności organizacji czasu wejdą znowu na poziowm mocno zaawansowany, przy prawie czterolatku wystarcza już poziom średnio zaawansowany, ponieważ wiele spraw i potrzeb potrafi już sam sobie zaspokoić.


Dzieci uczą nas również pokory,
pokazują nam nasze biedy i wytykają dążenie do perfekcjonizmu, dla nich ważniejsze jest żeby daną sprawę zrealizować,zrobić i nie musi być to idealne, perfekcjonizm nie uszczęśliwia, powinniśmy o tym pamiętać.

Dzieci najlepiej czują się jeżeli dzień ich zawiera elementy rutyny
, my dorośli nazywamy to już pozytywnym nawykiem lub rytuałem. Dotyczy to codziennych spraw, jedzenia, snu, ulubionej zabawki. Takie rytuały pozwalają, że czują się bezpieczne, pewne siebie, takie rytuały również wnoszą bardzo dużo do życia dorosłych. Uczą systematyczności, większej efektywności w pracy i w realizacji sowich obowiązków, a co za tym idzie wpływają na zwiększenie naszej produktywności, więc warto o tym pomyśleć 🙂

Dzieci nie walczą ze swoim zegarem biologicznym
, jeżeli są zmęczone idą spać, to w danym momencie jest im najbardziej potrzebne. Niewyspane marudzą i nie potrafią się skoncentrować, bywają nieznośne. Tak samo dorośli, jeżeli zbyt intensywnie pracują i organizują swój dzień w sposób bardzo wyczerpujący, a ich zegar biologiczny wymaga 7 czy 8 godzin snu, jeżeli sobie tego nie zapewnimy nasza efektywność, koncentracja w ciągu dnia spada. Powinniśmy pamiętać, że czas na odpoczynek i sen jest bardzo ważny.


Następna ważna cecha dzieci, to to że nie boją się pobrudzić
w czasie zabawy czy jedzenia, robiąc przy tym duży bałagan i rozgardiasz wokół siebie. Nam dorosłym cecha ta jest obca, uczą nas na każdym kroku czystości, porządku i perfekcjonizmu, ale czasem trzeba się „ubrudzić”, poeksperymentować, spróbować wiele wariatów, żeby otrzymać ostatecznie efekt, który najbardziej nasz zadowala, nie wszystko przychodzi zawsze szybko, łatwo i przyjemnie.


Żyją tu i teraz! 🙂