Szwedzkie książki dla pierwszoklasisty i nie tylko!

Trafiła ostatnio w moje ręce książka o bobrze. Zapytacie pewnie o jakim bobrze? O co chodzi?

Byłam z dziećmi na targach książek. Swoją drogą to nie lada wyzwanie z 3 latką i 7 latkiem, którzy baaaardzo lubią książki i kupiliby najlepiej wszystkie. Syn mój wypatrzył okładkę z bobrem obładowanym deskami, piłą i narzędziami stolarskimi. Nasz Kuba bardzo podziewa swojego ojca, który z drewna potrafi wykonać do domu i ogrodu wiele cudów! Dodam tylko, że mój mąż nie jest stolarzem.

Wracając do książki, mojego syna zaintrygował sam jej układ, kiedy ją przeglądnął zobaczył, że na końcu jest instrukcja jak można wykonać skrzynkę na narzędzia! Skrzynkę, która może pomieścić wiele jego dziecięcych skarbów i może odgrywać wiele ról!

Wieczorem przed snem wzięliśmy się za jej czytanie. Bóbr Kastor jest bardzo pomysłowy a zrazem sympatyczny. W swoim warsztacie ma wiele narzędzi, w tym stolarskie, które poznajemy w książce. Wyciąga wszystko po kolei z zakamarków i skrytek, żeby przygotować się do ważnego zadnia – skonstruuje skrzynkę na narzędzia, żeby już więcej nie musiał ich szukać po kątach i żeby narzędzia stolarskie miały zawsze swoje miejsce 🙂

Książka o Bobrze Kastorze, a dokładnie „Kastor majsterkuje” jest dziełem skandynawskiego autora i ilustratora Larsa Klintinga.

Polecam ja bardzo, bo spodobała się nawet naszej 3 latce, już wymyśliła przeznaczenie skrzynki, którą teraz tato musi koniecznie zbudować, będzie to skrzynka na jej małe laleczki, żeby mogła wszędzie z nimi chodzić 🙂

Bór Kastor bardzo spodobał się moim dzieciom, więc w Internecie zaczęłam poszukiwania czy występują też inne książki z tymże bohaterem, ku mojej wielkiej radości jest cała seria!

Kolejna książka która wpadła w moje ręce to „Kastor uprawia fasolkę”. Oczywiście wybór mój nie był przypadkowy, uwielbiam swój ogród w którym zobaczycie drewniane skrzynie pełne warzyw w okresie letnim oraz drewniane i metalowe konstrukcje na których pną się maliny, jeżyny a nawet kiwi 🙂 Ciekawe jak Kastor poradzi sobie w roli ogrodnika?

W książce znajdziemy cały opis, jak od ziarenka fasoli, które najpierw moczy w wodzie, przez posadzenie i obserwację całego procesu wzrastania rośliny bóbr Kastor wraz z swoim przyjacielem uprawnia fasolkę. Widzimy tu wszystkie etapy, od małej fasolki przez kwiaty, po zbiory fasolki na końcu. Widzimy tu jak cierpliwe, dzielnie i systematycznie Kastor dba i czeka na wzrost sowich roślinek. Książka jest wspaniale zilustrowana, w sposób praktyczny i jednocześnie pomysłowy opisuje uprawę małej fasolki. Jest to świetny początek i pretekst żeby z naszymi dziećmi też posadzić naszą wspólną roślinkę w przydomowym ogrodzie, a w okresie zimowym w doniczce na parapecie 🙂

Trzecia książka z tej serii jaka trafiła w nasze ręce to „Kastor naprawia rower”.

Jesteśmy fanami tej formy wypoczynku, bardzo wszyscy lubimy rowery, więc książki o ten tematyczne nie mogło jej zabraknąć na naszej dziecięcej półce. Kastor ze sowim przyjacielem Maciusiem wybierają się na piknik. No kto nie lubi takiej formy wypoczynku, rowery, uśmiechy, trochę jedzenia, mały kocyk i można jechać przed siebie. Tak też zrobiły dwa małe bobry. Nie zajechały jednak za daleko, bo Maciuś uszkodził jedno z kół, z którego powietrze całkiem uciekło… wrócili do domu z zapałem naprawiać zepsute kółko. Naprawa, wymiana dętki, klejenie jej i ponowne zakładanie jest opisane z humorem i bardzo dokładnie, w sam raz dla naszych małych majsterkowiczów i ciekawych świata dzieci.

Książki o Kastorze to przede wszystkim cudowne ilustracje szwedzkiego ilustratora i autora książek dla dzieci Larsa Klintinga, które przyciągają uwagę dzieci, a co za tym idzie wiele ich uczą.

U nas Kastor rządzi od kilku tygodni i nawet nasza 3 letnia Julianka nie przepuści zaśnięcia bez przeczytania jednej z książek o Kastorze. Zna je już praktycznie na pamiętać i z zachwytem w oczach uczestniczy w ich czytaniu nazywając już bezbłędnie narzędzia stolarskie, rzeczy potrzebne do sadzenie roślinek czy rzeczy które nam są potrzebne do naprawy roweru.

Teraz polujemy na jeszcze jedną książkę o Kastorze – „Kastor piecze”, która pod kątem zbliżających się Świąt i wypieków, które robimy z dziećmi będzie najlepsza na ten okres przedświąteczny 🙂

 

 

 

 

 

 

Metoda Montessori

Pedagogika Montessori i jej wiele zalet!

Wrzesień zaczął się dla wielu z Was wejściem w życie szkolne waszych dzieci. Szkół i sposobów nauczania jest bardzo wiele, temat jest mi o tyle bliski, że mam na pokładzie 7latka, który we wrześniu rozpoczął swoją przygodę z nauką.

Od roku wzdłuż i wszerz zgłębiałam temat szkół, sposobów nauczania, kadry, doświadczenia, zaplecza, misji szkoły. Temat dla mnie bardzo ważny, w końcu nasz 7 latek spędzi w szkole podstawowej 8 lat! Chciałam, żeby jego indywidualne potrzeby, zainteresowania i zdolności były w szkole wspierane… znalazłam wtedy szkołę, która kształci dzieci z uwzględnieniem założeń pedagogiki Marii Montessori. I to w moim mieście! To było to!

Z pedagogiką Montessori spotkałam się jak już nasz szkolniak był jeszcze w przedszkolu, w oparciu o nią przygotowałam mu pokój i aktywności, którymi się otaczał w tym okresie. Pisałam o tym tutaj. A co to dokładnie jest? Ta metoda Montessori?

Jest to system, który został stworzony przez żyjącą w latach 1870 – 1952 włoską lekarkę Marie Montessori. Przede wszystkim na pierwszym miejscu metoda ta stawia:

  • swobodny rozwój dzieci,
  • wspieranie wyjątkowości dziecka,
  • wzmocnienie zaufania wobec siebie,
  • przeciwstawia się systemowi tłumiącemu aktywność dzieci,
  • wspiera spontaniczność i twórczość dzieci,
  • umożliwia im wszechstronny rozwój fizyczny, duchowy, kulturowy i społeczny,
  • wychowuje z miłością, odpowiedzialnością, w duchu sprawiedliwości i dobroci,
  • przygotowuje dzieci do aktywnego i świadomego kształtowania współczesnego świata.

Na zdjęciu poniżej widzicie naszego syna w pierwszym uroczystym dniu rozpoczęcia jego nauki w szkole, jak widać radość nie opuszcza jego buzi 🙂

Szkoła Montessori
Szkoła Montessori

Wszystkie wyżej wymienione przeze mnie punkty dotyczące metody Montessori są niezwykle ważne. Pozwalają one przygotować nasze dzieci do życia i funkcjonowania w społeczeństwie, żeby mogły sobie poradzić w każdej sytuacji. Szkoła Montessori do której Kuba trafił zapewnia przygotowanie dzieci do świadomego i odpowiedzialnego życia, jednocześnie z poznawaniem różnorodności, bogatej historii oraz poznania i poszanowania tożsamości i języków. Po latach nauki w takiej szkole jej absolwent to człowiek samodzielny, kreatywny, o silnej osobowości, znający języki, umiejący znaleźć swoje miejsce we współczesnym społeczeństwie.

W metodzie Montessori „zakochałam” się od początku jak o niej usłyszałam, zgłębiałam temat z pomocą wielu blogów i ekspertów w tej tematyce.

Urządzając pokój synowi, a potem młodszej córce, która ma teraz 3 latka kierowałam się szczególnie radami Katarzyny Franczek-Sito z kukumag  Przeszukiwałam wtedy Internet, żeby Kuba miał pod rękę pomoce, aktywności, które będą w nim wzbudzać i pielęgnować jego indywidualność, żeby mógł się swobodnie i dobrze się rozwijać. Metoda Montessori łączy się wprost z moją fascynacją skandynawskim, pozytywnym podejściem do życia i sposobem na życie. Szkoły w duchu Montessori w Skandynawii są codziennością, zupełnie inaczej niż ma to miejsce w Polsce. Nie zawsze w związku z tym mamy w pobliżu szkołę, która zapewni nam edukację w duchu Montessori, ważne jest wtedy, żeby w domu zapewniać dziecku przestarzeń, która będzie sprzyjać jego rozwojowi. Jest bardzo dużo literatury z tematyki Montessori, polecam szczególnie ZROZUMIEĆ MONTESSORI. CZYLI MARIA MONTESSORI O WYCHOWANIU DZIECKA autorstwa Małgorzaty Miksza, jeżeli dopiero zaczynacie przygodę z tą metodą 🙂

Wpisem tym chciałam zapoczątkować cykl o metodzie Montessori, która przewija się u nas od kilku lat.

W kolejnym etapie opisze jak urządziliśmy pokój naszego szkolniaka i jak wygląda nauczanie w jego szkole. Serce rośnie jak dziecko trafia pod opiekę ludzi, którzy kochają swoją pracę i wierzą w jej przesłanie. Jak wiele mogą zrobić żeby ukształtować tych młodych ludzi, którzy potem wezmą odpowiedzialność za siebie, swoich bliźnich i środowisko. Tego sobie i Wam życzę 🙂

 

Duńskie Hygge i Lykke – sposób na szczęście!

Jakie słowa kojarzą Wam się z Danią? Jaki obraz pojawia się w Waszych głowach jak słyszycie Hygge, Lykke czy o duńskim fenomenie szczęścia?

Parę dobrych lat temu, jak nasz 7 latek był zaczynającym mówić dwulatkiem, wpadła w moje ręce książka ” Hygge. Duńska sztuka szczęścia” Marie Tourell Søderberg. Już wcześniej czytałam dużo o fenomenie Duńczyków, którzy w badaniach naukowych przeprowadzanych na terenie Europy, dotyczących szczęścia i zadowolenia z życia, plasowali się zawsze w pierwszej trójce, a najczęściej zajmowali pierwsze miejsce . I to właśnie Duńczyk, Meik Wiking, w 2013 roku założył w Kopenhadze pierwszy Instytut Badań nad Szczęściem na świecie. Zaintrygowało mnie to bardzo i intryguje do dnia dzisiejszego 🙂

Książka „Hygge. Duńska sztuka szczęścia” próbuje odpowiedzieć nam na pytanie co się kryje za terminem Hygge, w jakich obszarach życia występuje i jak go odczytują Duńczycy. Hygge jest sposobem na życie, podejściem do życia. Zwraca uwagę na chwile, które są dla nas najważniejsze, chwile szczęścia, przytulności, spokoju, które można odnaleźć w najzwyklejszych sytuacjach, tych codziennych i najdrobniejszych. Że warto cieszyć się z małych, dobrych chwil. Hygge jest obecne w życiu każdego, ale nie zawsze potrafimy je nazwać czy zrozumieć, Duńczycy mają to opanowane do perfekcji. Chwile z ulubioną książką, kawą, pod ciepłym kocem na kanapie, wieczorną porą na tarasie przy blasku świec, przy rodzinnej kolacji pełnej uśmiechów i gwaru dzieci… można by wyliczać w nieskończoność. Hygge to nasze drobne przyjemności, a także radości dzielone z rodziną, przyjaciółmi, najbliższymi osobami 🙂

Hygge. Duńska sztuka szczęścia – Marie Tourell Søderberg | Książka w Lubimyczytac.pl – Opinie, oceny, ceny

Jak już przeczytałam książkę Marie Tourell Søderberg od razu wpadła mi w ręce druga książka o Hygge, właśnie wspomnianego wcześniej Meik’a Wikinga – „Hygge. Klucz do szczęścia”. Obie pozycje miały swoją premierę w Polsce w 2016 roku. Meik pisze o kluczu, przepisie, wiele nam podpowiada w jaki sposób każdy można sprawić, żeby życie było szczęśliwsze, spokojniejsze, komfortowe i bezpieczniejsze. Duńczycy cieszą się z drobnostek, żyją wolniej i spędzają dużo czasu z bliskimi. Cieszą się z małych rzeczy. Jak często o tym zapominamy w pogoni za nowymi wyzwaniami? W pędzie życia? Jeszcze słowo klucz, Duńczycy żyją spokojniej, nie pędzą, nie biegną, mają czas na Fikę (czyli kawę w gronie współpracowników czy rodziny), nie spieszą się nigdy, cenią ten czas, który mają i który przeżywają tu i teraz. Jak dużo możemy się od nich nauczyć…

Hygge. Klucz do szczęścia – Meik Wiking | Książka w Lubimyczytac.pl – Opinie, oceny, ceny

Rok po premierze pierwszej książki Meik’a Wikinga pojawia się jego druga pozycja tego autora – „Lykke. Po prostu szczęście”. Gdzie Meik Wiking od środka pokazuje nam co tkwi w fenomenie szczęścia Duńczyków, dlaczego żyje im się tak dobrze. Jak funkcjonują na co dzień, i co ważne, jak Państwo wspiera ich w dążeniu do osiągania społecznych sukcesów i radości. Jak funkcjonują szkoły, przedszkola, jak wygląda ich dzień w pracy. Jak zachowują doskonałą równowagę między różnymi sferami życia.

Lykke. Po prostu szczęście – Meik Wiking | Książka w Lubimyczytac.pl – Opinie, oceny, ceny

Na czym skupiają się Duńczycy? Przygotowałam dla Was krótką ściągę:

Bycie razem czyli wspólnota, wspólne inicjatywy, pomysły, czynności. Wspólny obiad czy kolacja, gdy już wszyscy są w domu. Można usiąść, porozmawiać, każdy może opowiedzieć o swoim dniu i każdy jest wtedy ważny. Ważni są również przyjaciele, na których możemy polegać w potrzebie, sąsiad, sąsiadka, na którego możemy liczyć kiedy będziemy potrzebowali pomocy przy codziennych sprawach.
W oparciu o raport OECD, Better Life Index (Indeks lepszego życia) z 2016 roku w Danii aż 95.5 procent ludzi przekonanych jest, że w potrzebie mogą polegać na przyjaciołach. W Polsce procent ten wynosi 86,3 i zajmujemy pod tym względem 29 miejsce na świecie, Dania zaś zajmuje 3 miejsce, zaraz po Nowej Zelandii z wynikiem 98,6 procent i Islandii 95,7 procent. Wydawać by się mogło, że nie wypadamy najgorzej, ale trzeba jeszcze nad tym elementem trochę popracować ? Odświeżymy nasze stare kontakty, zadzwońmy częściej do przyjaciela, spotykajmy się częściej i pomagajmy sobie wzajemnie.

Pieniądze. Dochód i szczęście są ze sobą skorelowane. Ogólnie mówiąc, im kraj jest bogatszy, ludzie w tym kraju są szczęśliwsi. Jednak dochodzi tutaj zasada „kawałka ciasta”. Jaki pisze Meik Wiking – „Im więcej czegoś mamy, tym mniej szczęścia nam to daje. Pierwszy kawałek ciasta – świetnie, piąty – już niekoniecznie. Ekonomiści nazywają to prawem „malejącej użyteczności końcowej”. Ostanie określenie brzmi groźnie, ale chodzi o to, że niektóre społeczeństwa systematycznie są coraz bogatsze. Ale nie zawsze coraz szczęśliwsze. Dochodzi tutaj już wszędzie obecny konsumpcjonizm i stawianie sobie poprzeczki coraz wyżej i wyżej i podnoszenie naszych oczekiwań również na coraz wyższy poziom…

Zdrowie. Jest dla nas ważne od pierwszych dni życia, to dzięki niemu możemy się rozwijać, poznawać świat i szukać swojego szczęścia na ziemi. Duńczycy to naród, który kocha dwa kółka. Rowery są obecne wszędzie i wielu Duńczyków tylko w taki sposób dojeżdża do pracy lub spędza weekendowe rodzinne wycieczki. Rower podobno przedłuża życie o kilka lat i odejmuje kilka kilogramów! Duńczycy też dużo chodzą, spacerują sami lub ze znajomymi. Codziennie bardzo dużo się ruszają, co bardzo korzystnie wpływa na ich zdrowie, a jest to jak widać jeden z aspektów szczęśliwego życia.

Wolność i poczucie swobody! Zgodnie ze Światowym Raportem Szczęścia z 2012 roku – „Nikt nie będzie w pełni szczęśliwy, jeżeli nie ma poczucia, że może swobodnie kierować własnym życiem”. Ważnym czynnikiem jest tutaj równowaga między życiem prywatnym a pracą. Dzielenie czasu na pracę i dom w proporcji, która daje nam satysfakcję i spełnienie. Duńczykom znacznie łatwiej znaleźć tą równowagę, ponieważ ich standardowy tydzień pracy to 37 godzin, mają elastyczne warunki pracy, często też mogą pracować w domu i sami mogą regulować kiedy i od jakiej godziny zaczynają czy kończą pracę, najważniejsze jest wykonanie projektów/zdań, które są im przydzielone do realizacji. Po 16 tej w Danii nie zobaczysz już nikogo w pracy, to już są godziny dla rodziny.

Zaufanie oraz życzliwość. Dania to kraj uśmiechniętych ludzi, gdzie na zewnątrz przed kawiarniami można spotkać specjalne miejsca wydzielone dla wózków dla dzieci, kiedy mamy i tatusiowe spokojnie piją herbatę, kawę czy jedzą obiad lub śniadanie. Ludzie są dla siebie życzliwi w codziennych czynnościach, pomagają sobie wzajemnie i są serdeczni.

Książkę „Lykke. Klucz do szczęścia” czyta się bardzo szybko i z uśmiechem na buzi. Podobnie jak książki o duńskim Hygge :). Wszystkie te książki naładowane są pozytywnymi emocjami i powalają wierzyć, że to od Ciebie tylko zależy czy będziesz szczęśliwy. Wiadomo, jest wiele czynników, które te szczęście mogą zaburzać czy utrudnić, ale twoje nastawnie i realizowanie swoich celów małymi krokami, nie zwiedzie cię zbyt daleko od raz już obranej drogi do szczęścia. Szczęście buduje się krok po kroku, z każdego małego puzzla układa się ostatecznie obraz, który daje nam satysfakcję i spełnienie. 

 

Aktywności dla dzieci w stylu skandynawskim

Czas wakacji, odpoczynku, dni długich i słonecznych, najwięcej czasu spędzamy wtedy na dworze, w ogrodzie, na tarasie. Nasze dzieci również dużą część dnia spędzają właśnie na dworze, więc podsyłam Wam kilka fajnych aktywności, dzięki którym wypijecie na spokojnie kawę, czy zimną lemoniadę i z uśmiechem popatrzycie na Wasze pociechy zaaferowane swoją zabawą.

Oczywiście nie bałabym sobą, gdyby inspiracje na zabawy nie wiązałby się ze Skandynawią, tym razem przyjrzymy się szwedzkim aktywnościom.

Skandynawom bardzo bliskie jest życie zorientowane na naturę, tym samym bardzo dużo czasu spędzają na świeżym powietrzu. To z koli przekłada się na dbałość o swoje otoczenie i ekologię. Nikt nie chce spędzać czasu wśród śmieci lub zaniedbanych, zniszczonych terenów.  Skandynawowie doceniają dobroczynny wpływ przyrody na samopoczucie dzieci i dorosłych i normą jest spędzanie przerw w szkołach, przedszkolach na zewnątrz, na świeżym powietrzu. I pogoda nie gra tutaj roli, jak pisze Lindy Åkeson McGurk – nie ma złej pogody – wystarczy zorganizować odpowiednie ubranie! W okresie wakacji ten czas spędzany na dworze jeszcze znaczniej się wydłuża, więc podsyłam kilka pomysłów na dziecięce zabawy na świeżym powietrzu.

Błotna kuchnia

Numer jeden dla dzieci kilkuletnich, już 2 latki dzielnie w niej „gotują”. Można ją stworzyć z kliku desek, palet tak łatwo dostępnych. W Internecie znajdziecie bardzo dużo inspiracji na wykonanie błotnej kuchni, wystarczy trochę blatu na naczynia, garnki, miski, zapas piachu, ziemi oraz oczywiście wody, bo bez tego kuchnia błotna nie będzie pełnić swojej roli. Ale nie musicie konstruować niewidomo jakich przyłączy,  wystarczy pojemnik na wodę z kranikiem, który znajdzie też w naszym sklepie. Jak tworzyliśmy naszą błotną kuchnię pojemnik Ib Laursen nie był jeszcze dostępny, teraz już mamy go u nas w zapasie :). Z takimi akcesoriami, przelewaniem, robieniem babek, kawek i herbatek mamy zajęcie dla dzieci na długą chwilę 🙂 Sprawdzone przez naszą córkę. Taką zabawą uaktywniamy wszystkie zmysły pozwalając jednocześnie zachować równowagę wewnętrzną, takie wydarzenia najbardziej zapadają w naszą pamięć. Tworząc więc błotną kuchnię dla naszych dzieci podarowujemy im pięknie wspomnienia 🙂

Stworzenie mini kempingu w swoim ogrodzie, na balkonie czy tarasie

Dzieci uwielbiają tworzyć swoje „bazy”. Latem jest to ułatwione, słoneczna pogoda pozwala żeby takie konstrukcje powstawały na zewnątrz. Z kocyków, sznurków pomiędzy drzewami, można również wykorzystać popularne w wielu dziecięcych pokojach tipi. Wypełnione poduszkami i kocykami staną się miejscem gdzie można się schronić przed upalnym słońcem, napić się zimnej lemoniady i poprzeglądać dziecięce książeczki. Dzieci przy tworzeniu swojego miejsca, „bazy” są spontaniczne, nieskrępowane i często czerpią  inspirację z przyrody, z tego co ich otacza, tym samym uczą się jej, edukują.

Spacery oraz małe i duże wyprawy rowerowe

To nie muszą być dalekie wyprawy, wystarczy na pobliskie łąki, parki, skrawki zieleni, place zabaw, małe laski. Wystarczy się rozejrzeć, żeby zobaczyć wokół siebie wiele możliwości. A jak już dzieci zaczną się poruszać na rowerach wyprawy mogą stać się coraz dłuższe. Na początku możemy korzystać z przyczepek rowerowych, tak popularnych w Skandynawii, a które stają się coraz bardziej popularniejsze w Polsce. Potem przeskakujemy na rowerek biegowy, na którym dzieci również mogą z czasem pokonywać coraz dłuższe dystanse, by ostatecznie przysiąść się na rower z pedałami.

Piaskownica

Mała czy duża, z dostępem do wody jak w błotnej kuchni może stać się miejscem inicjacji wielu zabaw. I nie musi być to wyłuskana, wychuchana piaskownica jak z pirnteresta. U nas sprawdziła się mała wywrotka piasku dla której znaleźliśmy miejsce w naszym ogrodzie, na której dodatkowo można zrobić zjeżdżalnie, ścieżki dla spływającej wody, możliwości jest bardzo wiele. A jak nie mamy miejsca w naszym ogrodzie szukajmy placu zabaw, tylko zabierzmy do torby trochę akcesoriów, łopatki, grabki, foremki, wiaderka, dzięki którym potem mogą powstawać różne konstrukcje 🙂

Tor przeszkód 

Przyniesie frajdę małym i dużym. Zobaczcie co możecie wykorzystać w swoim ogrodzie, przydadzą się patyki, kartony, można wykorzystać ogrodowe zabawki, małe do omijania, duże do przeskakiwania i razem z dziećmi możemy zrobić rodzinne zawody. Podskoki, skoki na jednej nodze, przejścia pod i nad przeszkodami, możliwości jest wiele, ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia 🙂

Dzieci spędzając dużo czasu na dworze nie tylko obcują z naturą, uczą się ją szanować i dbać o nią, ale są jednocześnie zdrowsze niż ich rówieśnicy. Są bardziej aktywne fizycznie, a co za tym idzie mają lepsze samopoczucie i są również bardziej kreatywne.

 

 

Mała książka, wielki Człowiek! Skandynawskie książki (i nie tylko) dla dzieci 5 – 10 lat :)

Uśmiechnięta dziewczyna, z dużymi niebieskimi oczami i blond włosami. Wdrapała się na wygodny, ciepły fotel, który obejmował ją całym sobą. Siadała z ulubioną książka w rękach. Teraz cały świat mógł już dla nie istnieć, otwierała książkę i zaczytywała się w niej…
Takie wspomnienia z dzieciństwa mam z każdych wakacji szkoły podstawowej. Czytać już potrafiłam zanim poszłam do szkoły, chciałam się nauczyć czytać jak najszybciej, bo książki mnie fascynowały.
Pamiętam do dzisiaj moją pierwsza książkę, którą dostałam od mamy na Święta Bożego Narodzenia jak miałam 8 lat. Ogromny tom „Baśnie 1001 nocy”, 445 stron baśni, cudów, przygód, przeżyć….
To wydanie z 1991 roku mam do dnia dzisiejszego. Czeka na naszego pięciolatka.

Książki towarzyszyły mi zawsze na każdym etapie życia. Teraz mam ogromną radość z tego jak mogę zarażać czytaniem swoje dzieci. Na razie czytamy z mężem naszym dzieciom i czekamy aż same zaczną czytać i pokochają też Świat :). Nasza dwójka jest w wielu 1,5 roku i 5 lat, więc jeszcze chwila i razem będziemy wszyscy siadać do wspólnego czytania. A na razie podzielę się z Wami tytułami książek jakie mogę polecić do czytania kilkulatkom. Jak się pewnie domyślacie, będą to w większości książki dla dzieci skandynawskich autorów, którzy rozkochali mnie w sobie w dzieciństwie. A w dorosłości miłość ta wróciła z podwójną siłą 🙂

Astrid Lindgren.
„Dzieci z Bullerbyn”

Moje pokolenie, urodzone w latach 80-tych miało tą pozycję jako lekturę szkolną.
Czytałam tą książkę namiętnie, wiele razy. Tak wiele jest w niej zawartych treści o przyjaźni, lojalności, radosnego dzieciństwa. Lasse, Bosse, Lisa, Olle, Britta i Anna mają każdego dnia wiele przygód, wyzwań, które fascynują młodych czytelników od lat 🙂

Klaus Hagerup, Lisa Aisato
„O dziewczynce, która chciała ocalić książki”

Anna, mała bohaterka kocha czytać, jest częstym gościem biblioteki. Pewnego dnia dowiaduje się, że książki znikają! Książki, których nikt nie czyta, giną bezpowrotnie. Anna nie może do tego dopuścić! Ma plan, który zamierza jak najszybciej zrealizować 🙂 Jaki to Plan? Dowiesz się z tej pięknie ilustrowanej książki przez norweską ilustratorkę Lisę Aisato. Na pewno zakończenie książki Was zaskoczy 🙂
O dziewczynce, która chciała ocalić książki

Asa Lind

My mamy pozycję „Raz dwa trzy Piaskowy Wilk” która łączy wszystkie trzy tomy Piaskowego Wilka (Piaskowy Wilk, Piaskowy Wilk i ćwiczenia z myślenia, Piaskowy Wilk i prawdziwe wymysły).
Pozycja ta podzielona jest na rozdziały i idealnie nadaje się do przeczytania po jednym rozdziale przed snem. Bohaterką książki jest Karusia, która nie rozumie świta dorosłych. Ale znajduje przyjaciela, Piaskowego Wilka, który pięknie opowiada dziewczynce o otaczającej ją rzeczywistości. Pozwala jej odpowiedzieć na trudne pytania i opowiada małej Karusi o rzeczach zapierającej jej dech w piersiach… Książka ta jest również dla nas, dorosłych… niejednokrotnie skłoni nas do wielu przemyśleń i zastanowienia się nad sobą.
Piaskowy Wilk

Maja Lunde, Lisa Aisato
„ŚNIEŻNA SIOSTRA”

Jest to książka również zilustrowana przez norweską ilustratorkę Lisę Aisato. Czytamy ją synowi, a nasza 1,5 roczna córka uwielbia ja przeglądać, ilustracje są nieprawdę przepiękne.
Natomiast tekst napisała Maja Lunde – bardzo popularna norweska autorka książek dla dzieci.
Jest to bardzo wzruszająca opowieść o stracie, tęsknocie, miłości i bliskości w rodzinie oraz dziecięcej przyjaźni. Bohaterem książki jest Julian, który spotka na swej drodze Hedvig!
Śnieżna siostra

Monika Utnik-Strugała, Małgosia Piątkowska
„PO CIEMKU, CZYLI CO SIĘ DZIEJE W NOCY”

Polecam Wam tutaj również książkę wielkoformatową, przepięknie wydaną. Jest to książka, która pozwala naszym dzieciom w piękny sposób przedstawić co się dzieje kiedy śpią, jest to dla dzieci bardzo ciekawy i fascynujący temat, a książka ta pozwala dzieciom zrozumieć ten świat. W książce można znaleźć wiele naukowych ciekawostek dotyczących snu, świata, wszechświata, przyrody i zwierząt i wszystko to przestawione w nocnej scenerii, nawet potrafi zaskoczyć nas, dorosłych…
PO CIEMKU, CZYLI CO SIĘ DZIEJE W NOCY

PO CIEMKU, CZYLI CO SIĘ DZIEJE W NOCY

Jeżeli chcecie uczyć swoje dzieci wielojęzyczności, czytajcie im od dzieciństwa w obcym języku, wtedy zaprzyjaźnią się z nim od najmłodszych lat i obcowanie z innym językiem nie będzie stanowiło dla nich żadnego problemu.
My naszemu pięciolatkowi czytamy serię książek o Kubusiu Puchatku, pięknie wydanych w języku angielskim, które odziedziczył po swoich starszych kuzynach, którzy mieszkają w Londynie 🙂

Życzę cudownej lektury wszystkim 🙂

A na koniec wrzucam Wam linka to pięknej piosenki Mietka Szcześniaka, który śpiewa właśnie o cudownej mocy książek 🙂 Piosenka ta promuje kampanię społeczną traktującą o promowaniu czytania dzieciom od narodzin, które pozytywnie wpływa nie tylko na dzieci, ale na całą rodzinę 🙂
Więcej o kampanii dowiecie się tutaj: http://wielki-czlowiek.pl/o-projekcie/

7 sposobów na jesień i zimę – budujemy odporność :)

No i zaczęło się… katar z nosa, kaszel taki że „umarłego by obudził”, humor słaby, coś w stylu „mamooo nudzi mi się” – czego na co dzień nie uraczysz, bo ma sto pomysłów na minutę, a teraz niestety przyplątało się do nas jakieś wredne przeziębnie, czyli sezon chorobowy jesienno-zimowy uważam za otwarty… Kubuś jest chory.

Oby to było pierwsze i ostatnie choróbsko w tym roku, w tamtym zaliczyliśmy „tylko” dwa, w tym niestety raz to zapalenie płuc, mam nadzieję, że przez ten sezon prześliźniemy się z lepszym efektem.

Całe lato Kubuś latał na bosaka, hartował się w zimniejsze letnie wieczory, moczył nogi w lodowatej wodzie, latał z wodnymi pistoletami najbardziej oblewając siebie… a tu bach, po półtorej tygodnia w przedszkolu mamy katar i kaszel. Czyli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że musimy zacząć odbudowywać naszą rodzinną odporność.

Jak to u nas wygląda? Wrzucam moje sposoby poniżej. A jak wygląda to u Was? Podzielcie się swoją wiedzą 🙂

  1. Po pierwsze, słodycze, ograniczamy do minimum – w wakacje trochę Kubie odpuściliśmy, bo przez nasz dom przewinęło się sporo gości i wakacje spędzał Kubuś z kuzynami, kolegami i koleżankami, którzy w tym roku licznie nas odwiedzali 🙂 i przy tych okazjach słodycze często się pojawiały. Teraz wracamy do rytmu przedszkolnego i słodycze trafiają na daleki plan.
  2. Po drugie probiotyk, żeby odbudować florę bakteryjna – regularnie 5 kropli dziennie.
  3. Syrop z mleczy autorstwa mojej mamy jeżeli usłyszę chociaż pół kaszlnięcia, a tak to na co dzień miód do herbatki i z imbirem (jak uda mi się przemycić :)). Jesienią łatwiej o wypicie herbaty, bo latem to Kuba lata najczęściej z wodą.
  4. Witamina D w kroplach. Wiosną i latem mamy jej w nadmiarze spędzając całe dnie na słońcu, jesienią i zimą zaczyna jej nam brakować, a jest to jedna z najważniejszych witamin, które potrzebuje nasz organizm.
  5. Syrop z czarnego bzu, który ma działanie zarówno przeciwzapalne jak również anty wirusowe. dzielnie będziemy go pić cały sezon, smak ma dosyć dobry, więc idzie nam to łatwo.
  6. Tran Mollers, jedna łyżeczka dziennie, nie jest on jakiś przepyszny, ale ten w wersji o smaku cytrynowym jest przez naszego Kubę do zaakceptowania, a można go już stosować u dzieci od 6 miesiąca życia.  Tran uzupełnienia nam dietę o nienasycone kwasy tłuszczowe Omega-3 (DHA, EPA), które pomagają zachować odporność i stymulują przy tym prawidłowy rozwój układu nerwowego i kostnego u dzieci, a także sprzyjają właściwej pracy serca.
  7.  I w tym sezonie wypróbujemy jeszcze olej z czarnuszki dawkowany na łyżeczce z miodem w proporcji pół na pół – bo smaczny to on nie jest ale… jak dowodzą amerykańskie badania nad tym produktem, zwiększa on odporność o 72% po regularnym stonowaniu przez okres 4 tygodni. Wynik naprawdę dobry, więc damy olejowi z czarnuszki szansę. W końcu ten rok ma być lepszy niż poprzedni 🙂

Tak to wygląda u nas, siedem punktów na to żebyśmy zdrowo przeszli przez jesień i zimę. A Wy jakie macie sposoby które sprawdzają się u Was?

 

 

Babcia, dziadek – radosna wielopokoleniowość ;)

Jest piękny słoneczny dzień, mała blondynka, lat 6, z uśmiechem od ucha do ucha siada przy stole jadanym. Gramoli się na duże krzesło, na przeciwko siada jej dziadek, wyjmuje z komody duże drewniane pudełko, w którym kryją się wieże, koniki, dama, król, gońce… cały świat szachów zamknięty w pudełku, który ta mała dziewczynka uwielbia. Rozkładają wszystkie figury i potrafią tak grać cały wakacyjny dzień… w tym samym czasie babcia o pięknych siwych włosach krząta się po kuchni i gotuje dla wnuczki jej ulubiony rosół, którego smak będzie pamiętać nawet jak już będzie dorosła…
Tak wspominam jeden z dni moich wakacji… które właśnie się dzisiaj skończyły dla wszystkich przedszkolaków i szkolniaków 🙂 Teraz sama mam dwójkę dzieci i widzę jak ważny jest kontakt z dziadkami, jak dużo wnosi on do rozwoju naszych dzieci i poszerza ich horyzonty, rozwija myślenie i otwartość na ludzi.

Dziadkowie uczą również cierpliwości, mają więcej czasu dla wnuków niż dla dzieci, co jest zupełnie normalne, ponieważ już najczęściej nie pracują zawodowo lub nie rozwijaną prężnie swojej kariery i tym samym mają więcej czasu dla wnuków w późniejszym wieku.

Babcie potrafią z wielkim zaangażowaniem bawić się z wnukami w ich wymyślane zabawy, dzięki temu podsycają dziecięcą wyobraźnię i pozwalają się jej rozwijać. Patyk może być rakietą, kałuża oceanem, a kawałek deseczki super zjeżdżalnią dla autek, wystarczy pójść z babcią na spacer.

Dzieci uwielbiają podpatrywać dorosłych i czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wiele wynoszą z naszych zachowań. Nie wychowamy dobrze zorganizowanego, pewnego siebie i swoich umiejętności dziecka, jeżeli sami nie będziemy wykazywać podobnych cech. Dziadek przy pracach domowych, z udziałem wszystkich narzędzi, młotka, kluczy, podczas szpachlowania czy malowania, drobnych napraw domowych jest dla naszego Kubusia większą atrakcją niż stos zabawek. Uczy go tym samym zdolności manualnych, wycinania, szlifowania i również rozwija jego dziecięcą wyobraźnię. Z kilku desek Kubuś potrafi zbudować sobie pianino, domek dla ptaszków i cokolwiek przyniesie mu jego dziecięca wyobraźnia.

W Polsce, tak samo jak w Skandynawii więź z dziadkami odgrywa bardzo dużą rolę. Jednak to polskie babcie i dziadkowie zgodnie z badaniami dla Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, przeprowadzonymi przez TNS Polska spędzają ze swoimi wnukami więcej czasu w porównaniu do dziadków i babć w innych krajach Europy. Zawsze wiedziałam, że wielopokoleniowość jest nieoceniona! A co co dziadkowie mogą dostać w zamian? Z tych samych badań wynika, że dzięki zaangażowaniu w opiekę nad wnukami tacy dziadkowie cieszą się lepszym zdrowiem i samopoczuciem 🙂

Poniżej wrzucam zdjęcie naszej rodzinki, ta blondyna w różowym to oczywiście ja, moi bracia w eleganckich niebieskich koszulach, a na zdjęciu poniżej moi dziadkowie ze strony mamy, z którymi mogłam spędzać niezapominane dziecięce wakacje.

 

Trzy pokolenia 🙂
Babcia i Dziadek ze strony mamy 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

Więź mama, tata i dziecko – co to jest rodzicielstwo bliskości?

Niedługo wybije godzina, gdy do naszej rodzinki dołączy Julianka. Czekam na tą chwilę z radością, żeby przytulić naszą kochaną córkę i każdego dnia pokazywać jej nasz mały duży świat 🙂

Od poniedziałku nasz prawie 4 letni Kuba zaczyna wakacje, więc razem w trójkę będzie można nas zobaczyć jak będziemy mknąc przez naszą wioskę. Zapowiada się ciekawy okres, bo większość rzeczy będziemy robić razem, dojdzie do tego czwarty członek naszej ekipy, nasz staruszek Gromuś – piesek z cukrzycą, który już nie widzi, ale świetnie nasz czuje i na pewno nie będzie z nas spuszczał nosa.

W Internecie znajdziecie milion rad jak przygotować starszaka na drugiego członka rodziny, pokażę Wam jak to wygląda u nas i jak ważna się po porostu nasza intuicja i co to jest rodzicielstwo bliskości 🙂

Nasz Kuba rośnie na bardzo mądrego, inteligentnego chłopczyka, jest wrażliwy i pełen empatii, wszystkiego nauczył się w domu, bo to do nas – rodziców należy pokazanie wzorców, wskazanie rozwiązań, dawanie odpowiedzi na tysiące pytań, które potrafi zadawać dwulatek, trzylatek czy czterolatek.
Przede wszystkim ważny jest czas, spokój i cierpliwość. Kiedy dziecko wie, że może na nas liczyć w każdej sytuacji, a my go nie wyśmiejemy czy zbagatelizujemy problem, tylko pomożemy zrozumieć i znajdziemy razem rozwiązanie. Nawet jeżeli jest to „Mamusiu, Karol mówi, że ja brzydko rysuję” albo „Hania ciągnie mnie za włosy” itp. Małe rzeczy, które są dużymi i ważnymi dla przedszkolaka.

Popularne jest ostatnio bardzo Rodzicielstwo Bliskości, ale warto do niego podchodzić zdroworozsądowko i wybrać dla siebie to co nam najbardziej odpowiada i z czym czujemy się dobrze.

U nas wygląda to tak: 🙂


1. Przytulanie, wyjaśnianie, tłumaczenie, ocieranie łez
– czyli pogłębienie każdego dnia i tak już głębokiej więzi z naszym starszakiem. Dzięki temu dziecko wycisza się i regeneruje, u rodziców ma swoją „bezpieczną bazę” z której pewne siebie może stratować w świat, śmielej i pewniej badać otoczenie.

Dodatkowo obecnie u nas mamy na porządku dziennym przybliżanie każdego dnia co się dzieje z mamusią i czego może spodziewać się po 9 miesiącach rośnięcia małej siostrzyczki w brzuszku. Po każdej wizycie u ginekologa Kubuś oglądał z zaciekawieniem zdjęcia USG, próbował coś wypatrzeć, uśmiechał się, rączką sprawdzał co tam w brzuszku słychać 🙂 Na pewno hormony dołożyły tutaj sporo od siebie, ze względu na wysoki poziom empatii, który włączył mi się w ciąży (który i tak jest wysoki jak w niej nie jestem). Kubuś widział, że mama stała się bardzo wrażliwa, pogłaskał, dał buziaka, a na bajce gdzie mały Misio się zgubił i szukał mamy i taty potrafiliśmy się razem popłakać, a co, czemu nie 🙂 … bajka skończyła się oczywiście Happy Endem 🙂
Tym samym nasz Kubuś jest „emocjonalnie zadbany” i gotowy na przywitanie nowego członka rodziny 🙂


2. Wspólne zabawy
, układanie klocków, wcielanie się w różne role, wygłupy aż śmiech Kubusia słyszą wszyscy sąsiedzi – rozbraja mnie ten jego śmiech, jest taki dobry, szczery, ruszy każdego ponuraka, dzień bez śmiechu Kubusia to dzień stracony 🙂


3. Naśladowanie rodziców
– to potężne narzędzie, dzieci uczą się bardzo dużo przez obserwację i to co ich łączy i jak siebie traktują rodzice dla dziecka jest również bardzo ważne. Dotyk jest tutaj kluczowym kanałem komunikacji, jest to również pierwszy kanał komunikacji pomierzy niemowlęciem a rodzicem, które uczy się w tej sposób mapy ciała swojego rodzica długo przedtem zanim opanuje zrozumienie i używanie mowy.
Dzieci uwielbiają też naśladować sowich rodziców. Każde dziecko przechodzi „fazę” na odkurzenie, zamiatanie, Kuba dużo czasu spędza na podwórku, więc razem z tatą grabi, kopie, skręca, przykręca, szlifuje, podlewa i robi wszystko żeby aktywnie pomagać tatusiowi. Jak idzie na zakupy, najczęściej z tatusiem przestawia, wyrównuje, porządkuje rzeczy na półkach, odkłada zawsze na właściwe miejsce jak coś weźmie, a źle odłożone poprawia :), przecież czekoladka czy batonik nie może leżeć krzywo, a soczki stać byle jak 😛 :).
Od najmłodszych lat Kubuś wie również jak złe jest śmiecenie i każdy spacer kończy się jakąś małą naprawą tego świata, zdarzyło się również że Kubuś głośno skomentował, jak ktoś wyrzucił papierek na ulicę, że to „nieładnie”, oceniania osoba się zmieszała, podniosła papierek i wrzuciła go do kosza, a na twarzy Kubusia pojawił się uśmiech od ucha do ucha. W pedagogice Montessori ten etap to tzw. faza wrażliwa na porządek. Każde dziecko ją przechodzi (w różnym wieku, u Kubusia uaktywniła się ta faza szczególnie jako poszedł do przedszkola jako 3 latek) – warto wyłapać ten moment i wykorzystać go, np. do wyrobienia nawyku sprzątania po zabawie.


4. Budowanie więzi poprzez… śpiewanie.
Do perfekcji na początku ten element opanowała babcia Kubusia, która śpiewała mu od pierwszych dni jego życia, a jak Kubuś miał 3-4 miesiące zapatrzony w nią potrafił tak godzinę słuchać, piosnek o kwiatkach, misach, pszczółkach (mojej mamie przypomniały się wszystkie piosenki przedszkolne i szkolne i sypała z nimi jak z rękawa – ku uciesze Kubusia). Śpiewałam mu również ja na każdym kroku, przy kąpieli, podając jedzonko itp., było nam wtedy weselej i humory nam zawsze dopisywały.

Naukowcy zbadali zachowanie niemowląt w reakcji na śpiew i porównali to z innymi interakcjami z np. z czytaniem książek i zabawą zabawkami (więcej na ten temat znajdziecie tutaj). Zaobserwowali, że:

– Zaangażowanie i utrzymywaniu uwagi niemowlęcia podczas śpiewania przez matkę jest znacznie bardziej skuteczne, niż podczas słuchania nagranej muzyki, a jednocześnie tak samo skuteczne jak podczas czytania książek lub gry zabawkami.

– Matki intuicyjnie dostosowywały ton, tempo lub klucz śpiewania do zaangażowania dziecka – dzięki temu ich piosenki były „spersonalizowane”. Matki na całym świecie śpiewają swoim dzieciom w podobny sposób, a niemowlęta wolą te „spersonalizowane” piosenki, dostosowane do ich zachowania.


5. Mentalizacja czyli umiejętność „dostrojenia się” mamy lub taty do myśli i uczuć dziecka
, które wprost związane jest z poziomem wrażliwości rodzica. Odgrywa ona kluczową rolę w budowaniu więzi. W 2017 roku badacze z Uniwersytetu w Amsterdamie (więcej o tym przeczytacie tutaj) sprawdzili:
• jaka jest zależność pomiędzy poziomem wrażliwości rodziców a więzią niemowlę-rodzic,
• w jakim stopniu matki są „dostrojone” do myśli i uczuć dziecka

Z badań wysunął się następujący wniosek – im większa wrażliwość i empatia rodziców, tym głębsza i zdrowsza więź z dzieckiem 🙂
Do dzisiaj pamiętam jak rozstawał się Kubuś ze sowim „smoczusiem”, dla niego to była tak ważna chwila i tak ją przeżywał, że przeżywałam ją z nim tak samo mocno, ale razem, rodzinnie, z tatą poradziliśmy sobie z sytuacją. Kubuś widział w nas swoje wsparcie, mógł dużo rozmawiać, pytać i mówić o swoich uczuciach i tym samym po tygodniu sprawa smoczka została na tyle przepracowana, że poszła w zapomnienie 🙂


6. Wsparcie rodzica, gdy dziecko odczuwa negatywne emocje,
jest kluczowe dla jego rozwoju emocjonalnego i społecznego.
Badania sugerują, że zachowania niewspierające (czyli takie jak ignorowanie uczuć dziecka, grożenie, karanie, mówienie, że przesadza i nadmiernie coś przeżywa) może uniemożliwić dzieciom nauczenie się skutecznego radzenia sobie z emocjami.

I tutaj mamy do zapamiętania jedną ważną rzecz – aby ogarnąć emocje dziecka, musimy najpierw nauczyć się radzić sobie z własnymi emocjami, wtedy już będzie tylko łatwiej. Czego życzę wszystkim rodzicom 🙂


Tak u nas wygląda rodzicielstwo, każdego dnia staramy się być lepsi, wpieramy się wzajemnie, dużo ze sobą rozmawiamy i spędzamy jak najwięcej czasu ze sobą. Już niedługo w rozszerzonym składnie 🙂

Czego możemy nauczyć się od dzieci? :)


Energia i radość z życia!

Z dzieci wręcz tryska energia, jak są w ruchu to są szczęśliwe, zaangażowane i skoncentrowane na tym co robią w danym momencie. Energia ta pozwala im na rozwój siebie i pozwala poznawać świat, przynosi im do głowy co chwilę nowe pomysły i pozwala im się rozwijać. Dzieci zajmują się tym, co sprawia im przyjemność, radość, są przy tym odważne i pewne siebie.
Warto o tym pamiętać, bo jedynie sprawy, które przynoszą nam satysfakcję pozwalają nam się zaangażować na 100 %, dlatego tak ważne jest szukanie własnej drogi zarówno w sferze prywatnej, jak również zawodowej.


Dzieci są uparte, konsekwentnie dążą do celu
, jedno NIE ich nie zniechęca, próbują wielokrotnie, na wiele sposobów. Kubuś uwielbia owsiane czekoladowe ciasteczka.Na szczęście są to ciasteczka bio, z bardzo dobrym składem, więc z czystym sercem od czasu do czasu po „konkretnym jedzeniu”, czyli najczęściej po obiedzie lub weekendowym śniadaniu Kubuś dostaje na deser dwa takie ciasteczka, jak to mówi, jedno do każdej rączki i dzielnie argumentacje dlaczego to muszą być dwa a nie jedno ciasteczko.
Jak wiele my dorośli moglibyśmy osiągnąć, jeżeli nie zrażalibyśmy się pojedynczym NIE, warto wierzyć w siebie i swoje przekonania i konsekwentnie dążyć do celu.


Dzieci naturalnie reagują na poziom głodu i pragnienia
, dopóki nie zdarza nam się zbyt intensywnie ingerować w ten mały ich świat. Mamy skłonność do przekarmiania dzieci i to już od wieku niemowlęcego, a już taki niemowlak wyraźnie daje znaki kiedy jest głodny i chce mu się pić, a kiedy marudzi z innego powodu. Dzieci naturalnie nie przejadają się, jedzą tyle ile w danym momencie im potrzeba, jeżeli dorośli do tej pory nie zaburzyli ich rytmu zarówno podtykając nadmiar jedzenia, jak również jeżeli w zasięgu ich ręki pojawia się jedzenie przetworzone, niezdrowe, słodycze itp.
Nasz Kuba czasem potrafi zjeść dwudaniowy obiad z ciasteczkiem na deser, ale czasem zje pół miseczki zupy i to mu wystarcza. Nie męczę go nigdy i nie namawiam do dalszego jedzenia, widocznie w danym momencie tyle potrzebuje. Zasada ta sprawdza się również u nas dorosłych, jeżeli się nie przejadamy i regularnie jemy niewielkie i urozmaicone posiłki lepiej funkcjonujemy, mamy więcej energii i nasze zdrowie dużo na tym zyskuje.


Dzieci uczą dobrej organizacji czasu 🙂

Jak pojawił się na świecie Kuba mój dzień zupełnie się zmienił, pierwsze co na początku przyszło mi do głowy, to ile czasu marnowałam wcześniej zanim nasz mały skarb przyszedł na świat. Teraz w natłoku obowiązków wokół maluszka, ale nie rezygnując z własnego rozwoju i czasu dla ciebie, organizowałam każdą chwilę najlepiej jak tylko było to możliwe, i przyznam że z czasem wychodziło mi to coraz lepiej, czym więcej obowiązków i spraw się pojawiało, tym lepiej się odnajdowałam. Już niedługo będzie z nami Julianka, więc moje umiejętności organizacji czasu wejdą znowu na poziowm mocno zaawansowany, przy prawie czterolatku wystarcza już poziom średnio zaawansowany, ponieważ wiele spraw i potrzeb potrafi już sam sobie zaspokoić.


Dzieci uczą nas również pokory,
pokazują nam nasze biedy i wytykają dążenie do perfekcjonizmu, dla nich ważniejsze jest żeby daną sprawę zrealizować,zrobić i nie musi być to idealne, perfekcjonizm nie uszczęśliwia, powinniśmy o tym pamiętać.

Dzieci najlepiej czują się jeżeli dzień ich zawiera elementy rutyny
, my dorośli nazywamy to już pozytywnym nawykiem lub rytuałem. Dotyczy to codziennych spraw, jedzenia, snu, ulubionej zabawki. Takie rytuały pozwalają, że czują się bezpieczne, pewne siebie, takie rytuały również wnoszą bardzo dużo do życia dorosłych. Uczą systematyczności, większej efektywności w pracy i w realizacji sowich obowiązków, a co za tym idzie wpływają na zwiększenie naszej produktywności, więc warto o tym pomyśleć 🙂

Dzieci nie walczą ze swoim zegarem biologicznym
, jeżeli są zmęczone idą spać, to w danym momencie jest im najbardziej potrzebne. Niewyspane marudzą i nie potrafią się skoncentrować, bywają nieznośne. Tak samo dorośli, jeżeli zbyt intensywnie pracują i organizują swój dzień w sposób bardzo wyczerpujący, a ich zegar biologiczny wymaga 7 czy 8 godzin snu, jeżeli sobie tego nie zapewnimy nasza efektywność, koncentracja w ciągu dnia spada. Powinniśmy pamiętać, że czas na odpoczynek i sen jest bardzo ważny.


Następna ważna cecha dzieci, to to że nie boją się pobrudzić
w czasie zabawy czy jedzenia, robiąc przy tym duży bałagan i rozgardiasz wokół siebie. Nam dorosłym cecha ta jest obca, uczą nas na każdym kroku czystości, porządku i perfekcjonizmu, ale czasem trzeba się „ubrudzić”, poeksperymentować, spróbować wiele wariatów, żeby otrzymać ostatecznie efekt, który najbardziej nasz zadowala, nie wszystko przychodzi zawsze szybko, łatwo i przyjemnie.


Żyją tu i teraz! 🙂

„Dzieciństwo” – norweski film o tym, jak ważne dla dzieci jest obcowanie z naturą

„Wierzę w sens biegania boso, robienia błotnych placków. Wierzę, że każde stworzonko jest moją rodziną, a natura jest naszym domem”.  Nicolette Sowder

Jak ważne jest przebywanie z naturą, poznawanie, odkrywanie jej pisałam już trochę we wpisie „Z miłości do natury…”

Przebywanie, obcowanie z naturą przynosi dzieciom wielkie korzyści, rozwija ich ciekawość, kreatywność, uczy spostrzegawczości, pozwala odpowiedzieć na wiele pytań, które kłębią się już w główkach naszych dzieci. Bycie w kontakcie z naturą buduje poczucie własnej wartości, wiary w swoje możliwości.

W czasach gdzie wszechobecne są smarfony, tablety, telewizory, konsole do gier, które zapewniają nadmiar bodźców i informacji, ekspozycja na przyrodę pozwala rozwinąć świadomość, że świąt jest różnorodny, natura rządzi się swoimi prawami i pozwala nam się poznać.

Druga ważna sprawa – dzieci potrzebują czasu, a natura uczy ich własnie cierpliwości i spokoju. Pedagogika waldorfska Rudolfa Steinera, która powstała w 1919 roku w Stuttgardzie, w Niemczech to pielęgnowanie zrozumienia istoty człowieka i jego rozwoju w powiązaniu ze światem i społeczeństwem, a jej celem jest  wspieranie wszechstronnego rozwoju dziecka, rozumianego jako rozwój trzech sfer: myślenia, uczuć i woli. Charakterystyczne dla pedagogiki waldorfskiej jest przywiązywanie dużej wagi do działań artystycznych (malowanie, rysowanie, śpiewanie, gra na instrumentach), a także uczenia poprzez praktyczne działanie, czyli prace ręczne, warsztaty. Dla tych, którzy chcieli by się dowiedzieć więcej o pedagogice waldorfskiej i jak wygląda jedno z norweskich przedszkoli w stylu waldorfskim – już w najbliższą niedzielę, 13 maja, o godzinie 11.00 w Warszawie, w Kinie Iluzjon  w ramach 15. Festiwalu Millenium Docs Against Gravity odbędzie się projekcja filmu „Dzieciństwo” (tytuł oryginału Childhood).

Trailer:

  • czas trwania: 90 min
  • Produkcja Norwegia/2017
  • reżyser: Margreth Olin
  • zdjęcia: Øystein Mamen
  • produkcja: Speranza Film AS
  • wybrane festiwale i nagrody:
    2017 – IDFA Amsterdam, 2017 – DOK Lipsk, 2017 – CPH:DOX Kopenhaga: nagroda Nordic Dox, 2017 – MFF Jihlava
Dzieci wymyślają pełne fantazji zabawy, wykorzystując wszystko, co ma do zaoferowania las, oraz wchodzą w relacje z innymi i z otaczającą naturą. Dorośli pojawiają się w tym świecie marginalnie, a ich rola polega na dyskretnym towarzyszeniu, a nie przewodzeniu. Dzieciństwo jawi się tu jako czas uruchamiania wyobraźni, gier i poczucia bezpieczeństwa. Ten pozbawiony komentarza obserwacyjny i afirmujący życie film prowokuje do zastanowienia się, czego tak naprawdę potrzebują dzieci i na czym powinna polegać ich wczesna edukacja i praca towarzyszących im wychowawców.